Posty

Płomienie.

  W naszym domu ucichła muzyka na kilka długich dni. To naprawdę długo. Adrian jest muzyką. Pierwsza wyciągnięta z ciszy melodia to dźwięk jego nastroju, stanu jego duszy.     Nasz dom ucichł na jakiś czas. I nasze serca także przeszły w stan przetrwania.     Mieliśmy w garażu pożar. Szczęście w nieszczęściu. Garaż to osobny budynek, nie połączony z domem. Ale to nie są tylko ściany, dach i przestrzeń. To były godziny naszej pracy. Czas, który ofiarowali nam rodzice, by nam pomóc.   To były emocje, które budziły się, gdy tylko spoglądaliśmy przez okno, szczególnie w wolne od pracy poranki. Każdy dzień to było spojrzenie w stronę budowy, która niebawem miała być zakończona. Została tylko podprzybitka. Mieliśmy ją robić w sobotę, z samego rana. Nie zdążyliśmy.   Nasz dom oddychał z niecierpliwością, czekał na listwy przypodłogowe, nowe silikony w łazience. Czuł moją wibrację oczekiwania i oddawał ją w przestrzeń. Gdyby tylko mógł, odliczałby jak ja, do tych chwil, kiedy będziem

Granice.

  Moja córka uczy się pływać.   Zazwyczaj jest odważna, śmiała, wygimnastykowana. Uwielbia się wpinać, huśtać, przekraczać granice. Jako najmłodsza z grupy pokonuje swoich rówieśników na placu zabaw, wykonuje akrobacje zatrzymujące na moment serce innych rodziców obserwujących jej poczynania. Ufa swoim mięśniom, bada swoje ciało, sprawdza, na ile może sobie pozwolić. Co jeszcze mogłaby zrobić, o ile podnieść barierkę.   Ale nie na basenie.    Woda ją przeraża, a zarazem przyciąga. Daje wolność za cenę strachu.      Jest szczęśliwa i przerażona jednocześnie. Nie potrafi pokonać bariery, którą stworzyła w swojej głowie. Przepłynąć odcinka, w którym zaczynają się schody i kończy obręcz basenu. Jest dziura. Metrowa. Może dwumetrowa.     Od tygodni obserwuję jak zatrzymuje się w tym samym miejscu i wychodzi z wody. Ma zawsze wybór. Płynąć albo wyjść. Z mojej perspektywy po prostu odpuszcza. Z jej (pewnie) walczy sama ze sobą, ale nie potrafi przekroczyć granicy swojego strachu. Po prostu ni

Momenty.

W powietrzu zawisło zwątpienie. Każdy pisarz ma kogoś, dla kogo pisze. A Ty? A ja? Ja nie wiem. Obracam pytanie w myślach, rozkładam, szukam.  Czy piszę dla utraconych, niespełnionych miłości? Doszukuję im zakończenia, bo jestem spragniona dalszej części.  Czy dla mojej miłości? Jest moją inspiracją. Tyle słów otulił swoim oddechem. Niezliczoną. Tyle pragnień pobudził, które na zawsze zamieniły się w rząd pasujących do siebie liter. Przylgnęły do siebie jak dwa pasujące ciała.  Czy pisze dla tych wyobrażeń, które codziennie rozgrywają się w mojej głowie? Mam tyle historii. Czasem próbuję je uchwycić, zamknąć w uścisku. Nadać jakąś formę, ale są zbyt ulotne. Lupą skanuję moment, jedną chwilę. Pragnę zatrzymać ją słowami jak odbitkę fotografii. Ulotną, niezmierzoną, tak często przez nikogo niedostrzeżoną.  Chwytam emocje, wwiercam się w nie myślami. Rozkładam na czynniki pierwsze. Czasem czuję, że mnie pochłaniają. Wsiąkam w nie jak w gąbkę. I to się staje niebezpieczne. Porywają mnie ja