Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2018

Tuli, luli, puli.

   Przepadłam. Zachłysnęłam się nową rolą. Bycie mamą mnie uskrzydla. Kocham, całuję, ściskam. Cały dzień. Od rana do wieczora. Kiedy śpi, kiedy je, uśmiecha się i płacze. Skóra do skóry. Zachwycam się. Promienieje. I zapadam coraz głębiej. Czasem pozwalam sobie na małe tęsknoty wychodząc z domu - na zakupy, na wesele, do teatru.    Bywa, że mam dosyć. Jestem znudzona, zmęczona i niewyspana. I nie chce mi się już mówić. W ogóle. A tu trzeba - a-gu, a-uu, mama, baba, tata, eeee, beee, meee. No powiedz. A potem się uśmiecha. Czasem śmieje w głos (rozśmiesza ją Adrian). I znów zapadam się cała w miłość, macierzyństwo i spełnienie. A potem płacze, a ja nie wiem o co chodzi. I martwię się, i myślę. I czekam na ukojenie. Tulę w ramionach, szepczę do ucha, kołyszę i nucę. I nic! Serce pęka, czasem ogarnia mnie frustracja. Potrzebuję pomocy, a mąż w pracy. Czuję samotność. Ileż można rozmawiać o ptaszkach, zabawkach, kontrastach? Potrzebuję dorosłego mężczyzny. Bycia przytuloną, kochaną, o