Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2009

Moja mała wielka Miłość.

  Cztery pełne dni to wystarczający okres czasu, by serce przyzwyczaiło się do czyjejś ciągłej obecności w naszym życiu. Wystarczająco długo, by potem szukać sobie miejsca w domu i tych dobrze znanych dźwięków w ogłuszającej ciszy. A także, by czuć każdy mięsień i odzwyczaić się od małych nałogów. Zbyt cicho, zbyt pusto, za mało chaotycznej idealności.   Przyzwyczaiłam się, że myję ją przed snem, przebieram, ubieram, robię śniadanie i kolację. Do jej obecności w łóżku, głośnego śmiechu, ciągłego oglądania tej samej bajki na wideo, tupotu jej klapek na panelowej podłodze i mocnych uścisków, które prawie duszą...   Leżąc przy Niej, miałam ochotę zobaczyć senne obrazy snujące się powoli na jej zamkniętych powiekach przyozdobionych ciemnymi rzęsami, które chroniły słodką tajemnicę.   Rozsypane blond włosy na poduszce, malinowe usteczka, mały nosek i zarumienione policzki. Jej małe rączki wyciągnięte ufnie w moją stronę, pulchne nóżki proszące o "głaskania" i zimne stopy.   Oszal

Młodzieńczy marsz ku doskonałości.

  Młodzieńczy marsz ku doskonałości, zaczyna się chyba w chwili, kiedy każda jednostka zaczyna rozumieć, a przynajmniej stara się zrozumieć otaczający ją świat. Próbuje poznać to, co istotne, zaś odrzucić to, co złe, znaną metodą 'prób i błędów'.   Wyznacza sobie pewne granice, stawia cele, które próbuje spełnić w miarę swoich możliwości. Stara się ze wszystkich sił udoskonalić siebie, być dobrym w tym, co robi, czerpać z tego satysfakcję.   Młodzieńczy marsz ku doskonałości jest przygotowaniem do tego, co będzie potem. Wartości, które pozna i zaakceptuje, uzna za te prawidłowe - będą pewnego rodzaju dekalogiem w dorosłym życiu. Ważne więc, by w kolumnie zasad znalazły się te naprawdę warte uwagi. Znalazły się te, które nie są tylko młodzieńczym kaprysem, a punktem, który rozważył z każdej strony.   Jest to pewnego rodzaju zabawa kulinarna, podczas której tworzy swoje ulubione potrawy. Pamięta o tym, co powinno znaleźć się na jego talerzu, a co powinien odrzucić. W tym, co dobr

Szumiące morze zboża...

  Odezwała się we mnie mała romantyczka. Dziewczynka, która czerpie ze świata to, co jej ofiaruje. Dziewczynka z głową pełną marzeń, pragnień i nadziei. Dająca światu siebie i przyjmująca to samo w zamian...   Nie wybrałam z R. drogi takiej, jak zawsze, kiedy wyszliśmy na rower. Pociągnął mnie za sobą przez polne drogi i nie narzekał, kiedy stanęłam przed polem pełnym zboża. Wpatrując się w morze, szumiące na wietrze, opuszkami palców muskałam źdźbła, które kołysząc się delikatnie, wydawały przepiękną melodię. Wiatr przedzierał się między smukłymi łanami i tańczył z nimi, wprawiając postronnego widza w zachwyt. Stałam zaczarowana, pozwalając, by wiatr zaplątał się między moimi włosami. Nie odgarniałam niesfornych, żyjącym własnym życiem, kosmyków. Zza kotary rzęs obserwowałam cud natury i zapomniałam na chwilę, że wcale nie jestem sama. Moje stopy rwały się do dojrzewającego zboża nadziei...   Zostałam w miejscu, w którym stałam, pochłonięta marzeniami, które pojawiły się znikąd. Space

zrób zdjęcie!

  My, ludzie, jesteśmy chyba z natury chętni do wspominania. Może niektóre chwile wolimy zostawić za sobą i nie wracać do nich, ale mimo wszystko wciąż przypominamy sobie, co działo się kiedyś.     Nie zastanawiając się zbyt długo, czemu mogłabym poświęcić swój czas, powędrowałam do dużego pokoju i wyjęłam z szafki kilka albumów, w których mama ukryła zdjęcie, umożliwiające podróż w czasie.   Spojrzałam na okładkę jednego z nich i nie pamiętałam, czego mogłam się spodziewać w środku. Kilka z albumów pamiętam z dzieciństwa, które po prostu uwielbiałam. Zdjęcia włożone pod ochronną "folią", przedstawiające najróżniejsze sytuacje z mojego życia i mojej rodziny. Z rozbawieniem obserwowałam siebie, moją siostrę, rodziców, ciocie, wujków i cioteczne rodzeństwo. Na jednym ze zdjęć znalazłam siebie i swoją przyjaciółkę. Będąc małą dziewczynką i rysując na kartce dom dla lalek, nie myślałam, że wytrwamy tyle czasu razem. Nie sądziłam, że ta przyjaźń będzie tak mocna, tak szczera, tak

Czekam na Ciebie, moja Miłości.

  "Przyjdzie ten jeden i przez następne 50 lat będzie elektryzował Cię jego dotyk" / 5.06.2009 r., 22:23.   Czekam na takiego kogoś. Na osobę, która wypatrzy mnie z tłumu, w której błękitnym spojrzeniu zatonę przy pierwszym spojrzeniu. Czekam na osobę, której ramiona obejmą mnie czule, a jasne tęczówki dopowiedzą resztę. Czekam na mężczyznę, który porwie mnie do tańca na łące o drugiej w nocy i w kuchni o szóstej rano przy robieniu śniadania.   Pragnę budzić się przy osobie, z którą będę umiała rozmawiać na każdy możliwy temat i milczeć przez wiele godzin, z którą będę umiała zaśmiewać się po raz n-ty z tego samego, głupiego kawału. I chcę wiedzieć, że każdy następny poranek wzbudza w nim większe uczucia do mnie. I że moja obecność jest dla niego największą wartością. I chcę z nim marzyć przy słabym świetle lampki, i jeść te same kanapki z żółtym sercem i pomidorem. I chcę pić z Nim tę samą kawę z tego samego kubka. I pragnę z całego serca myć z nim wannę w sobotę, i sadzić k

bo dobrze jest dzielić z nim swój czas...

  Nie pamiętam dokładnie, kiedy pisałam o miłości. Tej mojej, indywidualnej. Nie pomyślcie, proszę, że kocham kogoś innego spoza kręgu mojej rodziny i przyjaciół. Nie, jeszcze nie spotkałam takiej osoby...   Obserwuję poruszające się biało-niebieskie puchate obłoki. Łączą się w pary i płyną razem po niebie, zachwycając osoby, odpoczywające na dole. Małym dzieciom wydaje się, iż są w stanie je dotknąć, dorośli po szybkim zerknięciu na niebo są w stanie przepowiedzieć pogodę. Nieważne jak bardzo trafne są te diagnozy, liczy się fakt, iż nie potrafią często dostrzec ich uroku <chmur>. A ja...? Zachwycają mnie puchate obłoki. Zawsze mi się podobały. I do dnia dzisiejszego czasem zamykam jedno oko i bawię się w iluzjonistkę, które opuszkami palców muska niebo.   ...   Jeszcze czuję zimny dotyk jego dłoni na swojej ręce i widzę rozbawione niebieskie spojrzenie. I za nic w świecie nie powiem mu, że naprawdę uważam, że jest niebieskie. Właśnie to jego jasne tęczówki sprawiły, że odkryłam

Brak tytułu

    Chyba już nie umiem pisać...