Posty

Granice.

  Moja córka uczy się pływać.   Zazwyczaj jest odważna, śmiała, wygimnastykowana. Uwielbia się wpinać, huśtać, przekraczać granice. Jako najmłodsza z grupy pokonuje swoich rówieśników na placu zabaw, wykonuje akrobacje zatrzymujące na moment serce innych rodziców obserwujących jej poczynania. Ufa swoim mięśniom, bada swoje ciało, sprawdza, na ile może sobie pozwolić. Co jeszcze mogłaby zrobić, o ile podnieść barierkę.   Ale nie na basenie.    Woda ją przeraża, a zarazem przyciąga. Daje wolność za cenę strachu.      Jest szczęśliwa i przerażona jednocześnie. Nie potrafi pokonać bariery, którą stworzyła w swojej głowie. Przepłynąć odcinka, w którym zaczynają się schody i kończy obręcz basenu. Jest dziura. Metrowa. Może dwumetrowa.     Od tygodni obserwuję jak zatrzymuje się w tym samym miejscu i wychodzi z wody. Ma zawsze wybór. Płynąć albo wyjść. Z mojej perspektywy po prostu odpuszcza. Z jej (pewnie) walczy sama ze sobą, ale nie potrafi przekroczyć granicy swojego strachu. Po prostu ni

Momenty.

W powietrzu zawisło zwątpienie. Każdy pisarz ma kogoś, dla kogo pisze. A Ty? A ja? Ja nie wiem. Obracam pytanie w myślach, rozkładam, szukam.  Czy piszę dla utraconych, niespełnionych miłości? Doszukuję im zakończenia, bo jestem spragniona dalszej części.  Czy dla mojej miłości? Jest moją inspiracją. Tyle słów otulił swoim oddechem. Niezliczoną. Tyle pragnień pobudził, które na zawsze zamieniły się w rząd pasujących do siebie liter. Przylgnęły do siebie jak dwa pasujące ciała.  Czy pisze dla tych wyobrażeń, które codziennie rozgrywają się w mojej głowie? Mam tyle historii. Czasem próbuję je uchwycić, zamknąć w uścisku. Nadać jakąś formę, ale są zbyt ulotne. Lupą skanuję moment, jedną chwilę. Pragnę zatrzymać ją słowami jak odbitkę fotografii. Ulotną, niezmierzoną, tak często przez nikogo niedostrzeżoną.  Chwytam emocje, wwiercam się w nie myślami. Rozkładam na czynniki pierwsze. Czasem czuję, że mnie pochłaniają. Wsiąkam w nie jak w gąbkę. I to się staje niebezpieczne. Porywają mnie ja

Pierwszy raz.

 Kilka dni temu miałam sen. Inny niż zwykle. Pojawił się w nim ktoś obcy, zupełnie mi nieznany. A przez to tak mocno atrakcyjny, nieodkryty. Przypomniał mi te wszystkie chwile, które zdarzyły się pierwszy raz z moją miłością, największą i jedyną. Pochłonął mnie i wybudził niezrozumiałą tęsknotą.  ***     Początki zawsze są trudne. Ale obiecujące. Kryją w sobie nutę niepewności, ciekawość, drżenie. Są jak książka, po którą sięga się ciekawie z pytaniem, czy warto. Kartkujesz, przekręcasz, rozmyślasz. Delektujesz się każdą nową chwilą, wyczekujesz kolejnej. Mają w sobie magię, której czasem trudno się oprzeć.     A koniec? Czy zawsze jest konieczny? Pozbawiony blasku, ociekający emocją, której nigdy nie chciałoby się poznać. Chce się wierzyć w disneyowską narrację. I żyli długo i szczęśliwie. Czy zawsze jest to możliwe? Czy smutne historie, czarni bohaterowie nie mają prawa tworzyć własnej opowieści?     Chciałoby się wierzyć, że zawsze będzie pięknie. Że te wyśnione początki są dobrym f