Święta minęły. Na szczęście. Pozbawiły mnie dni wolnych i beztroskiego odpoczynku. Z tym jest gorzej. Nie lubię mieć zaległości i tysiąca sprawdzianów. Nie lubię odkładać wszystkiego na potem, a robię to częściej niż trzy osoby leniwe razem wzięte. Nie jestem doskonała i czasem mnie to martwi. Ale zapominam o tym, sięgając po lawinę słów, których muszę nauczyć się na jutro, na zaraz! Klasa maturalna jest koszmarem każdego lenia. A ja jestem leniwą kluchą, co uświadomił mi Adrian pewnego dnia. Oj, tak. Powinnam pisać ciągle i być na utrzymaniu miliardera. I mieć własne przedszkole, choć nie, najlepiej żłobek. Dzieci mnie motywują, inspirują, zachwycają. Ostatni drażnią mnie tusze do rzęs, które sklejają rzęsy. Nienawidzę ich, są straszne. Mój tusz rozdzielający je ze szwajcarską precyzją (hę?) się skończył. Skończył się i tkwi w maleńkiej kieszonce w torebce (choć przecież mam dwie duże przegrody), w której upycham kilka par kolczyków, słuchawki, klucze od domu, krem NIVEA,...