Dom.
Mamy już swój kawałek ziemi na świecie. Prywatny, nasz, nikogo innego. Od dzisiaj. Już w głowie sadzę kwiatki, choć marny ze mnie ogrodnik. Już wstawiam czajnik na gaz, by zrobić Adrianowi kawę, a sobie herbatę. Widzę oczami wyobraźni jak do salonu wpadają piękne promienie zachodzącego słońca. I Małą krzątającą się przy stole. Na pewno z Adrianem. Może będą wspólnie kolorować, lepić z plasteliny albo układać budowle z klocków Lego. Mamy w głowie plan. Idealny. Być razem dopóki to możliwe. Kochać się, korzystać z siebie, zachwycać się codziennością. Wieczorem kłaść się do jednego łóżka – we trójkę, może już w czwórkę i czytać dzieciom przed snem. Łapać każdą chwilę, by trwała jak najdłużej. Przeżywać ją jako dar i błogosławieństwo od Boga. Być ze sobą w pełni jak teraz. Tego bym nie zmieniła. Marzy mi się nasz dom. W mojej głowie mury pną się do góry, malujemy ściany, składamy wspólnie meble. Układamy drewniane podłogi, dekorujemy poduszkami sofy. Czuję zapach świeżo pieczonyc...