Brak tytułu

  Trudno myśleć o tym, co złe, kiedy jest dobrze. I trudno myśleć o tym co dobre, kiedy to, co dla nas najważniejsze - wymyka nam się z rąk. Miłość na odległość, bynajmniej dla mnie, jest takim ciągłym wracaniem do siebie. Ciągłą próbą walczenia z poczuciem samotności, chęcią odliczania dni, które zostały do spotkania, odrzuceniem myśli, że te wyczekiwane przez ciąg dni chwile miną zbyt szybko, zostawiając wspomnienie i niedosyt. Może poczucie, że te wspólnie spędzone godziny były naszą wyobraźnią albo snem, z którego obudził nas przedwczesny wschód słońca...
  Jest trudno. Ch.olernie trudno. Coraz częściej mam wrażenie, że nie jestem na tyle silna i odważna, by przejść tę próbę. Tęsknota jest dawkowana w potrójnej ilości. Zniecierpliwienie i złość niekiedy prowadzą do sprzeczek o głupoty, które przeciągają się nawet do kilku dni. Trudno rozmawiać, kiedy jedna ze stron woli sytuację przeżyć w sobie, a druga wykrzyczeć wszystko. Nie umiem w takich chwilach milczeć i wyrzucam z siebie słowa jak z karabinu. A potem jest za późno. Za bardzo mi zależy, żeby dać spokój. I za bardzo mnie to boli i męczy, żeby nie myśleć o sensie kontynuacji. Jestem zakochana. Ale potrzebuję też obecności dłuższej niż kilka godzin. Na tle 159 dni, w których jesteśmy razem - widzieliśmy się zaledwie 30 razy. Te 30 dni to były najpiękniejsze chwile, ale ich jest za mało.
  Miłość na odległość jest wyczerpująca. Najbardziej odczuwam jej skutki, kiedy nie chcę być sama. Czasem trudno mi zasnąć, bo nie ma go obok. Głos w słuchawce to za mało. Czuję pod opuszkami palców jego skórę, nie mogę przypomnieć sobie zapachu. Wypełnia moje serce, a jednocześnie jest taki daleki. Jak wytwór mojej wyobraźni. Czasem czuję się samotna. To są najgorsze dni. Szukam wsparcia w ramionach Anety, próbuję zanurzyć swój ból i niemoc w dłoni Daniela, ale wiem, że to nie to. Wtedy dużo piszę i mało się uczę. A matura wisi nade mną jak horror. Nie umiem się skoncentrować. Nie umiem się zmobilizować.
  To ciągły brak obecności, gdy potrzeba jej najbardziej. I słowa, które umykają. O kilka gestów wciąż za mało. Potrzebuję go, by funkcjonować i nie mogę mieć, bo jest za daleko. Nawet teraz. Próbuję wypełniać sobie czas, bo to jest ten weekend, kiedy się nie widzimy. Jest mi trudno.
  Miłość na odległość jest trudną próbą dla miłości. Owszem, te kilometry i spotkania ograniczone do minimum - wzmacniają więzi i jak któraś z Was napisała, nie pozwalają się znudzić sobą. Doprawdy wolałabym ziewać przy nim z braku sensownego zajęcia i może nie móc na niego patrzeć, byle tylko mieć go na wyciągnięcie ręki. Bez konieczności jazdy pociągiem, który dłuży się tak bardzo, że można znieść jajko. Albo czekać na zbawienie. Nienawidzę tych chwil, kiedy jest opóźnienie. Nawet jednominutowe. To jedna minuta mniej, którą spędzimy razem. Bywają momenty, że mam ochotę wyjść ze swojego przedziału, iść do konduktora i zapłacić mu, aby przyspieszył nasze spotkanie.
  Może przez tą tęsknotę jesteśmy bardziej wyjątkowi i doceniamy każdą chwilę, nawet najdrobniejszą. Wszystko jest takie wyczekane i czułe.

Komentarze