wpisz się we mnie

Byliśmy ułamkiem chwili. Jednym z szybko nakreślonych wersów przez poetę. Niedokończonym słońcem na tle błękitu upadającego malarza. Fragmentem snu dziecka, które odkrywało moc marzeń. Nieprzemijającym pragnieniem kobiety stęsknionej. Jednym zdarzeniem w puli wielu zdarzeń. Zbyt krótkim, by zapisało się w teraźniejszości. Nie mieliśmy wiedzy potrzebnej, by być. Ani świadomości, że tak łatwo zatracić nas w sobie. Byliśmy oddaleni sposobem przybliżającym nas najmocniej do siebie. Nierozwiązanym przez nikogo paradoksem. Zbyt ulotni. Zbyt niecierpliwi, by zapisać się w wieczności. Byliśmy tym, za czym ciągle nieświadomie tęskniliśmy. I staliśmy się sobą nawzajem będąc osobno. Pospiesznie zdzieraliśmy sekrety ze swoich ust. Zapominaliśmy o nich, by znów móc usłyszeć pytanie o to samo. Niesłabnąca ciekawość ociekała po brzegu różnych emocji. Za szybko, by ją rozważyć. Za szybko, by ją uchwycić. Na pamięć znaliśmy spojrzenia i gesty. Bezbłędnie odczytywaliśmy emocje. I było to wszystko, co ważne. Słowa opadały miękko na płótnie niepamięci. Każde westchnięcie, każde mrugnięcie powiek zapamiętywaliśmy, kryliśmy w najodleglejszych zakamarkach siebie. Godzinami opowiadaliśmy o miłości, której nie rozumieliśmy. A byliśmy tak blisko od niej. Nie potrafiliśmy jej znaleźć i zamknąć w dłoniach na zawsze. Spijaliśmy zapach skóry, przyspieszonych oddechów i marzeń. Opowiadaliśmy godzinami o tym, co zupełnie nieistotne. A później tęskniliśmy za słowem, które już zostało wypowiedziane. Niektóre wyrazy powtarzaliśmy do znudzenia nadając im inne znaczenie. Raz storczyk był kwiatem stojącym na oknie, innym miękką podstawką dla naszych snów. To, co ludzie nazywali językiem, nie miało znaczenia. Mieliśmy za nic słowa, wielkie poematy. Rozumieliśmy się bardziej ruchem dłoni niż mową. Każdy skrawek ciała krył coś, czego nie potrafił nazwać język ludzki. I to było ważne, nic innego się nie liczyło. Tylko ta jedna chwila, której ulegaliśmy bezgłośnie, celebrując ją w nieskończoność. Nikt nie poznał Nas, byliśmy osobni w oczach innych. My pojmowaliśmy siebie jako jedność. I w tym zawierało się nasze piękno, nasza potęga, nasza miłość i nieskończone oddanie. Zrozumieliśmy to za późno. A może wcale. Byliśmy zbyt ulotni, by ktoś mógł zamknąć nas w swojej dłoni. Zbyt niewidzialni, by można określić nas słowem, uwiecznić na płótnie czy w słowach liryki. Byliśmy niczym promienie słońca, których nie można spotkać. Zawsze zbyt odlegli, jednak gdzieś obecni. Wyczuwalni opuszkami palców. Muśnięciem na policzku. Byliśmy sobą, cierpiąc bez siebie.

Nauczyłam się, że moje życie bez ciebie jest niepełne. O jeden moment za mało, który chciałabym przeżyć. Nie wiem gdzie jesteś. Straciłam umiejętność odnajdywania cię tak po prostu – w drodze do czegoś innego. W połowie wędrówki czekaliśmy na siebie, jakby przyciągając się nawzajem. Nie zdążyłam poznać twojego adresu. Ty mojego też nigdy nie spisałeś na żadnym skrawku papieru. Gdybym wiedziała, że to będę jedne z naszych ostatnich chwil, wyryłabym ci się w skórze. Stworzyłabym mapę do mnie. Bez labiryntów, bez żadnych przeszkód. Mógłbyś mnie odnajdywać do woli. Mógłbyś mnie kochać do nieskończoności. A może wtedy stalibyśmy się nie tylko krajobrazem, ale jego twórcą? Dałabym ci jeszcze więcej siebie. Nowe muśnięcia. Na dnie ciebie ukryłabym wszystko sekrety, byłbyś powiernikiem mojej duszy. Mówiłabym powoli, żebyś spamiętał każde moje słowa. Odkrywałabym przed tobą całą siebie, wszystko, czym byłam i czym się stałam przez ciebie. Już nigdy nie zostawiłabym cię na dłużej niż trwa jeden pocałunek. Tylko wróć. Rozkoszuj się moim ciepłem. Uporządkuj duszę, w której gra tyle emocji. Przygotuję herbatę i ciepły koc. Ukryjemy się pod nim przed światem. Razem wpiszemy się w teraźniejszość, która nigdy nie stanie się przeszłością.

Komentarze

  1. Z uśmiechem na twarzy się to czyta, bo mimo, iż pełne smutku, to przesycone nadzieją.
    Lubię tu czasem wpaść i pomyśleć. Taka chwila dla duszy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz