Brak tytułu
Miałam dziś nie pisać, ale przeczytałam swój post, w którym starałam się wychwycić, kiedy jest miłość. Tworzyłam go bardzo długo, dopisując codziennie jakąś odpowiedź. Poczułam niewysłowione dreszcze i taki skurcz w środku, o którym często opowiadam Adrianowi. Uśmiecha się wtedy leniwie, pięknie, przygarnia mnie do siebie albo całuje. Przy nim nauczyłam się mówić o miłości bez użycia słów. Spojrzeniem, gestem, prostym dotykiem. Wiem, kiedy szepcze w myślach: kocham Cię. Może dlatego, że wtedy sama często to robię. Po długim czasie niewidzenia, po raz pierwszy udało nam się wyznać miłość w tym samym czasie. To dla mnie ważne, nie wiem dlaczego. Nieraz nam się prawie udało, ale kiedy widział, że chcę coś powiedzieć, zamykał usta. I zawsze kończy się to zdumieniem: właśnie chciałem/łam to powiedzieć! Ale nie o tym. Jesteśmy razem osiemdziesiąt siedem dni. To mało, a jednocześnie tak dużo. Tyle razy powtarzał mi, że czuje, iż będziemy razem do końca życia. I ja t...