Magia zimowej nocy (dla wytrwałych)

(4 maja 2010

wieczność)


Dedykuję mężczyźnie,

który subtelnie pocałował mnie w dłoń.

 

   Miłosne historie rozpoczynająsię zwykle tak banalnie, że nikt nie stara się zapamiętać tej chwili zbytdobrze. Serce spokojnie odmierza swoje kolejne uderzenia, puls miarowo tętni wżyłach, spojrzenia nie szukają pięknego, romantycznego szczegółu. Szczegółu, októrym z przejęciem można by opowiedzieć wrażliwym wnuczkom; chociażbynadzwyczajne ułożenie kwiatów polnych czy promienie słońca przebijające sięprzez błękit nieba, skierowany wprost na przyszłą parę zakochanych… I może towłaśnie piękne jest w miłości, że przychodzi, kiedy najmniej się jejspodziewamy. Kiedy nie jesteśmy wcale, ale to wcale przygotowani. Jej pięknotkwi w tych niedoskonałych szczegółach, o których rzeczywiście opowiada się zwypiekami na policzkach i rozmarzonym spojrzeniem. Taka drobnostka, któranormalnie nie miałaby żadnego znaczenia.

 

    Ta historia miłosna rozpoczęła się w małymkorytarzyku między parą automatycznych drzwi znanego sklepu. Na czarnej gumowejwycieraczce, w którą niektórzy wycierają swoje buty, by nie nanieść śniegu najasną posadzkę. Pogoda nie była idealna ani nawet trochę sprzyjająca. Pewienzimowy wieczór, mroźny i długi – stał się początkiem pięknego uczucia. Jednamaleńka chwila stała się zapowiedzią trudów i wyrzeczeń wynikających z powodutęsknoty i mnożących się wątpliwości.

    Dwie młode dziewczyny, jeszcze nie kobiety,ale już nie dziewczynki, zmierzały przed siebie. Jedna pełna chęci, druga zaśprzeciwnie. Nieco wystraszona, zawstydzona i niepewna. W ciemnych spodniach,czarnej kurtce z białym, puchowym kapturem. Szatynka zza długą grzywką iwłosami średniej długości, naturalnie prostymi. O brązowym, ciemnym spojrzeniuszukającym jakiegoś punktu zaczepienia. I naprzeciwko większa grupa osób.Trzech chłopców, jeszcze nie mężczyzn, ale już dojrzałych na swój sposób i dwiedziewczyny, przyjaciółki. Każda z nich z własnym bagażem doświadczeń, emocji iuczuć. Na swój sposób zżyte, uzależnione, zależne. I wśród nich ciemny blondyn.Wysoki. Długi. Zgrabny. Z błękitnym spojrzeniem tak przeraźliwie smutnym,przenikającym, samotnym. W dżinsach i ciemnej kurtce. I w czarnym kapeluszu –pożądanym przez tłumy.

    Banalna sceneria. Banalni ludzie. Banalnasytuacja. Banalny powód spotkania. A jednak tak nadzwyczajny dla nich. Jednachwila i jedno spojrzenie sprawiające, że cały świat znika. Naprawdę, bezwymysłu autorki. Dla obojga: dla niej – nieco zakłopotanej w nowym, nieznanymtowarzystwie i dla niego – znającego ludzi, z którymi przebywa. Jedna, krótkasekunda sprawiła, że on i ona poczuli coś dziwnego. Muzyka ucichła, gwar rozmówzanikł, przyjemny powiew ciepła został zapomniany. Ułamek chwili, tak ważnej,ale wypartej z pamięci na długi okres. Początek, który musiał poczekać ciągkilkudziesięciu dni, by zaistnieć naprawdę, by odkryć jego znaczenie. Dwojenieznanych sobie ludzi, którzy intuicyjnie, przez jeden splot spojrzeń jużwiedzą, że chcą być ze sobą. Jeżeli nie oni to ich serca znają doskonale prawdęo tym, co się wydarzy kiedyś. Przeczuwają wszystko to, czego nie jest w staniezrozumieć rozum. Przeczuwają miłość w najczystszej i najdoskonalszej postaci.Miłość prawdziwą. Mimo że pragnienie zostaje zapomniane, ono wróci kiedyś.Mężczyzna przypomni o niej kobiecie i powie szeptem, że to była miłość odpierwszego spojrzenia. Od tego spojrzenia skradzionego sobie na gumowejwycieraczce, gdy świat żył swoim rytmem, poza nimi.

    Byli sobie przeznaczeni od początku, odpowstania świata. Bóg miał ich w swoim planie, bo pasują do siebie pod każdymwzględem. Ona nie poczuła dreszczy, gdy pocałował ją w dłoń, ale i tak dobrzezapamiętała ten moment. Coś w niej zadrżało, tak cicho i delikatnie, że niezdołała zwrócić na to uwagi. Ale i to wróciło później, o wiele później, gdypostanowiła poukładać wspomnienia w jedną sensowną całość i opowiedzieć mu otym.

  Spędzili razem cały wieczór. Umykając innym, szukali siebie.Nieświadomie, z zachwytem. Potrzebowali swojego towarzystwa, by przetrwaćkolejne godziny w gronie osób, z którymi chyba nie mieli ochoty być. Każde słowozbliżało ich do siebie. Po raz kolejny w sposób zwyczajny, tak błahy i prosty.Rozmowa przy kominku zespoliła ciasno ich dusze. Nawet jeżeli nie czuli sięgotowi na podjęcie próby bycia ze sobą i dla siebie – przeznaczenie zaczęło sięwypełniać. Zżyci ze sobą w przedziwny sposób szukali rozmów. Szukali wzajemnegopocieszenia. Potrzeba dania siebie sobie zbliżała ich do siebie coraz bardziej.Odległość nie miała znaczenia, bo serca zaczęły decydować za nich. Wzajemnafascynacja pogłębiła relacje, pochłonęła ich bez reszty. Zakochali się,zauroczyli, zapatrzyli w siebie. Zwyczajnie, bez zbędnego tłumaczenia.Zapragnęli siebie, swoich serc, spojrzeń i dusz. Zapragnęli sobą wypełniaćczas, być przy sobie, ze sobą. Tak długo, jak długo jest to możliwe, mimowszystko. I są. Szczęśliwi, zakochani, niekiedy przerażenie tym, co ich czeka.Gdy jedno zaczyna wątpić – drugi ciągnie je za sobą, uspokajając serce łagodnymsłowem, cichą opowieścią o tym, co mają, co wspólnie stworzyli. Są wzajemnie,ze sobą. I nie wyobrażają sobie, że może być inaczej.

    A wszystko zaczęło się od jednegospojrzenia. Jednego pocałunku. Początkiem wielkiej miłości była mała emocja.Rozmowa. Ciągła rozmowa stała się najtrwalszym fundamentem dla miłości, któramusiała zaistnieć, by poczuli się spełnieni, by mogli odnaleźć siebie wzajemniei siebie w pojedynkę. Nauczyli się być raz na jakiś czas. Nauczyli się mimo tokochać ciągle, tak samo. Ciągle uczą się tęsknoty. Choć może ona bardziej. Robito dzięki niemu dla nich, bo wie, że on jest jej szczęściem. Jej miłością. Jejkochaniem.

    Pokochała go. A on pokochał ją. Miłością. 


Komentarze

  1. pięknie napisane ! ;) nie mogłam się od tych słów oderwać, dopóki nie przeczytałam. od początku do końca. pięknie ;) pozdrawiam ;* [magia-milosci.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, zgadzam się z tym, że miłość nachodzi nas w najmniej oczekiwanym momencie. Ze mną też tak było, gdy pół roku temu spotkałam pewną osobę. Banalne spotkanie na rynku, banalna kilkunastominutowa rozmowa o jakichś nic nieznaczących pierdołach.Moja historia od Twojej różni się tym, że tylko ja zapałałam tym uczuciem. Tylko dla mnie tamtego dnia ucichł gwar, tylko dla mnie cały świat na chwilkę przestał mieć znaczenie. A potem nastało sześć długich miesięcy jakiegoś dziwnego transu w świecie marzeń o tej osobie, o naszym ponownym spotkaniu. Wiele bym dała, żeby przynajmniej zobaczyć go gdzieś na ulicy.Cieszę się, że przynajmniej Twoja historia ma szczęśliwe rozwinięcie. Ja cały czas czekam w nadziei. Kto wie, co Bóg przeznaczył dla mnie? Może jest nam dane znów się spotkać?Kocham Twoje teksty. Serio. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zminimalizowana28 kwietnia 2011 10:38

    taką miłość można łatwo przegapić...

    OdpowiedzUsuń
  4. coś pięknego, niby tak banalne, a jak zaczarowane;) szczęścia;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz