Nauczmy się przyjmować cierpienie z pokorą.
"Cierpienie moralne i fizyczne przyjęte z całkowitym poddaniem się woli Bożej i złączone z ofiarą Chrystusa ma wartość nieskończoną. w ten sposób składamy z siebie wraz z Chrystusem żywą ofiarę Bogu Ojcu wynagrodzenie za grzechy własne i bliźnich, mając swój udział w dziele wpół odkupienia świata, a przy tym oczyszczamy i uświęcamy siebie. Grzechy są tak straszną rzeczą, że aby wykupić się z nich trzeba świadomie każdego dnia złożyć Bogu na wzór Jego Syna żywą ofiarę z siebie, ale żeby była skuteczna musi być złączona z ofiarą Jezusa i trzeba być w stanie łaski uświęconej.Dlatego szatan najbardziej nienawidzi tych, którzy pokornie i cierpliwie na wzór Chrystusa i Matki Bożej znoszą wszelkie cierpienia duchowe i fizyczne i łączą je z ofiarą Jezusa dla większej chwały Bożej.
Widzimy więc, że tak jak dla grzeszników cierpienie moralne, duchowe i fizyczne (w tym również choroby, nagłą utrata kogoś bliskiego, czy jego nagłe kalectwo itp.) jest wielkim darem Miłosierdzia Bożego dla zastanowienia i opamiętania w celu zawrócenia z błędnej drogi, tak dla będących już w stanie łaski uświęcającej może stać się okazją do zasług i doskonaleniu się w cnotach chrześcijańskich.
Także ojciec ziemski, gdy wyczerpie wszystkie środki wychowawcze w stosunku do nieposłusznych dzieci, nie zawaha się użyć rózgi i wiadomo, że czyni to z miłości a nie nienawiści, aby tylko sprowadzić swoje dziecko na dobrą drogę."
Fragment książki "Szatan istnieje naprawdę".
Dlaczego użyłam takiego wstępu? Ponieważ, myślę, że dobrze obrazuje to, co mam na myśli. Szczególnie [w moim przypadku], działa na wyobraźnie i obrazowo przedstawia temat główny tej notki, sytuacja z ojcem...
Wiele osób, swoje cierpienie uważa za przekleństwo. Zadaje sobie pytanie "Dlaczego znowu ja?".
Wśród nich jestem, byłam? i ja. Zawsze, kiedy myślę o swoim życiu, zauważam tylko to, co złe. Teraz jednak patrzę na cierpienie z innego punktu widzenia. Tak jak zawsze powtarzała mi moja mama: "Bóg, dając nam cierpienie, pokazuje jak bardzo nas kocha. Musimy dlatego, dźwigać swój krzyż.". Jak wielka prawda mieści się w tym jednym zdaniu.
Bóg ofiaruje nam cierpienie, nie dlatego, że myśli, że na to zasługujemy. Ale w tym "geście", mieści się Jego Miłość - tak wielka i bezgraniczna. Trzeba w to wierzyć, w modlitwie dziękować za wszystko co złe... Dziękować za dar życia, za miłe chwile, ale i cierpienie. Bóg umiłował Swojego Syna, a jednak pozwolił Mu umrzeć na krzyżu. Ale jak wielka spotkała Go nagroda - zmartwychwstanie.
Nauczmy się przyjmować z pokorą swoje cierpienie, a Bóg nam to wynagrodzi. Bierzmy przykład z Jezusa i Jego Matki.
___
Przepraszam, ale nie jestem w stanie piać dalej. :(
Przepraszam...
masz racje był czas kiedy zastanawiłąm sie dlaczego ja musze tak cierpieć, co ja takiego zrobiłam, ale po pewnym czasie doszłam do wniosku, że to jesy wola Tego na Górze, i trzeba ją spełnić, Jego Syn cierpiał za nas, tak musi być, moze to dobrze ze to ja a nei osoba starsza lub malutkie dziećko, jak myslisz??
OdpowiedzUsuńNie wiem... Nie umiem odpowiedzieć na Twoje pytanie. Jedyne co wiem, co ma się stać - to się stanie... :( ech..
OdpowiedzUsuńto prawda, szkoda tylko że smutku w moim zyciu ejst duzo czasem za duzo, ale trudno tak jest mi pisane:*
OdpowiedzUsuńKażdy swój krzyż nieść musi... Za to masz wejściówkę do nieba. :)
OdpowiedzUsuńSpójrz na to cierpienia oczami Szczęśliwego Człowieka. Będzie Ci lżej. Cierpienie uczy pokory i mimo wszystko może stać się siłą...
OdpowiedzUsuńI to jest mibilizacją. :)
OdpowiedzUsuńSpodobała mi się ta notka... Myślę dokladnie tak jak Ty owszystkim w niej napisalaś... Musimy godnie pzechodzic przez ciezkie chwile, nie poddawać się i nie odwracac od Boga gdy bardzo cierpimy... Trzeba nieść swoj Krzyż... Bóg kiedys nam to wynagrodzi:) A jak to mowią, nasz Ojciec nie pozwoli na to by w naszym życiu pojawiały sie tylko łzy i w końcu nadejdą szczęśliwe i lepsze dni... Pzdr cieplutko!www.the-heart-and-soul.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńAż zazdroszczę. :)
OdpowiedzUsuńCzy jest czego? :)
OdpowiedzUsuńwierzę w to całym sercem - w te lepsze dni. A tak naprawdę, nawet gdy jest cierpienie, można być szczęśliwym. Trzeba tylko wiary.
OdpowiedzUsuńO tą wejściówkę mi chodzi tylko. :)
OdpowiedzUsuńAaa.. :) Dobra rzecz. :)
OdpowiedzUsuńChciałbym sie nauczyć przyjmować w ten sposob cierpienia. To pomogłoby zmienić patrzenie na wiele nieprzyjemnych spraw i pozwoliloby odkryć nową (lepszą) jakość zycia. Tak mi sie wydaje przynajmniej.
OdpowiedzUsuńMasz znajomości. Załatw i mi. ;)
OdpowiedzUsuńObiecuje, że zobacze co da się zrobić. :-) Ale ja mam względy, więc bądź dobrej myśli. :-)
OdpowiedzUsuńTej sztuki nie opanowałam jeszcze do końca. Ale myślę, że zmierzam w dobrym kierunku. Tak naprawdę to nie jest nic trudnego. Trzeba tylko wierzyć, wierzyć i jeszcze raz wierzyć! W pełni oddać się Bogu i w jakiejś intencji może przyjmować z pochyloną głową to cierpienie?Jesteś silny i jak tylko będziesz chciał, zobaczysz, że ten gorzki smak cierpienie, może dać słodkie owoce. Uwierz.
OdpowiedzUsuńBędę zatem. :)
OdpowiedzUsuńWięc zrobiłeś już duży krok do sukcesu. :)
OdpowiedzUsuńŻebym się tylko nie zaczął cofać...
OdpowiedzUsuńPrzytrzymam Cię mocno za rękę i nie pozolę. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
OdpowiedzUsuńWiesz ja nie jestem osobą wierzącą. Uważam, ze cierpienie jest spowodowane tylko i wyłącznie naszą głupotą i jeżeli już jesteśmy tacy zdolni zeby sobie sprawić przykrość tojesteśmy tez na tyle zdolni żeby jakoś wyjść z opresji.
OdpowiedzUsuń:):*
OdpowiedzUsuńMyśląc różnymi kategoriami życiowymi, masz rację. "Każdy jest kowalem własnego losu".
OdpowiedzUsuńili, ale Ty długie notki piszesz ;o :)))
OdpowiedzUsuńA to za co? :)
OdpowiedzUsuńŻeby zrobić jeszcze milszą atmosferę. :) I odgonić moje przeziębienie. :)
OdpowiedzUsuńZawsze lubilam dluzsze prace. :) Choc do tych "krociutkich" nic nie mam. :PDziękuję za odwiedzenie. :)
OdpowiedzUsuńTo odgoń przy okazji moje. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy potrafię. Ze swoim nie udaje mi się walczyć. :) robię wszystko, by było jeszcze gorzej. :P
OdpowiedzUsuńWierzę w Ciebie. ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wiarę w moje siły. Ale tego akurat zrobić nie mogę. :) Ciepła kołderka, kubek gorącej herbaty z miodem i cytryną - polecam. :) Chętnie bym się już położyła, ale czeka mnie jeszcze powtórzenie z histori i modlitwa wieczorna. :)
OdpowiedzUsuńJa polecam Fervex. ;)
OdpowiedzUsuńJa wole "Babcine sposoby". :P
OdpowiedzUsuńNa mój stary organizm już nie działają... :)
OdpowiedzUsuńNie przesadzaj. :P Tak źle to na pewno nie jest. :)
OdpowiedzUsuńTwój blog został oceniony. Zapraszam na: oceny-blogow-profesjonalnie.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńDziękuję z całego serca za tyle ciepłych słów. :)
OdpowiedzUsuń