Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2010

Namaluję Ci nas.

together forever   Wybudowałam most z pragnień łączący moje serce z Twoim. Na spokojnej tafli nieba przyczepiłam uśmiechem białe obłoki. Gdzieś w kącie przykleiłam słońce na zawsze. Po drugiej stronie dorysowałam księżyc, bo wiesz dobrze, jak uwielbiam, gdy dwie pory stykają się ze sobą. Pod naszymi stopami musnęłam błękitną farbą rzekę namiętności. Posadziłam niedaleko, tuż przy mojej dłoni, zachwyt. Podlewam go codziennie zapamiętanym spojrzeniem wypowiadającym ciszą słowa uwielbienia i dojrzewających chęci.   Usiadłam na skraju mojego mostu i czekam. Wyglądam Twojego cienia, który wyłoniłby się zza góry tęsknoty. Słońce wstrzymuje oddech, kiedy mi przyspiesza serce. Nie bój się, mój most jest bezpieczny. Wybrałam drewniane deski z zakochanych drzew, by pachniały pięknie. Nadgarstki ozdobiłam koralami uplecionymi ze wspomnień. We włosy wplątałam zapach rumianków. Opuszki palców musnęłam słodką truskawką. Możesz scałować smak wakacji z moich dłoni, szukając w stęsknionych tęczówkach w

Zazdroszczę swoim wargom, gdy wypowiadają Twoje imię...

  Zazdroszczę przechodniom na ulicy, którzy bez zapamiętania muskali Twoją twarz spojrzeniem. Kobietom, które niechcący potrąciły Cię wychodząc z autobusu. Osobom, które tworzą chwile z Tobą, gdy ja po raz kolejny patrzę przez okno, wierząc, że w tej chwili patrzymy w tą samą stronę. Muzykowi, który szarpiąc struny swej gitary, na chwilę zainteresował Cię swoją muzyką. I miejscom, które zapamiętały odciski Twoich palców.   To taka zazdrość, która nie niszczy, a sprawia maleńki ból. Wypełnia serce poczuciem żalu i nadzieją, że i nam będą dane wspólne chwile. Jak najszybciej.  nasze sobotnie rozmowy: - Mam ochotę zasnąć. - Więc śpij. Będę patrzył.   - Muszę obciąć tego włoska? - Dlaczego? - Denerwuje mnie. - Jak go obetniesz, to nie spotkamy się więcej. - A jak obetnie mi go fryzjerka? - Siła wyższa.   - Z czego się śmiejesz? - Tak fajnie to mówisz. W taki specyficzny sposób.   - Ja Ci założę – wsunął mi pierścionek na palec. - I zaręczyny mamy z głowy!   - Zepsułeś tę chwilę. - Chciałem

Ktoś wybrał nas z tłumu i połączył tęsknotą.

 the one.   Urodziliśmy się dla siebie. Trwamy w jednej czasoprzestrzeni, co znaczy, że nasze zegarki tykają w jednym rytmie goniąc się wzajemnie. Tańczą nocny taniec i nucą ciche powitanie budząc do życia zauroczone powieki. Obdarzeni siłą, jakiej nikt nie ma, możemy wejść na szczyt marzeń i odśpiewać zwycięską pieśń miłości. Uczucie, które samo w sobie jest pieśnią, najlepszym poematem, najdłuższą nowelą, skomplikowaną powieścią. Zawiera się we wszystkim i nie trwa od tego do tamtego momentu. Jest wieczna, jak wieczny jest wiatr i życiodajna woda.   Zostaliśmy zaplanowani od podstaw, udoskonaleni przez rękę mistrza rysującego na płótnie osobowości. Ty masz część mnie w sobie, ja Twoją. Uzupełnimy się wzajemnie, gdy nasze spojrzenia zetkną się ze sobą. Pogrążone w otchłani kilkunastu znaczeń, wybiorą to, co dla nich najlepsze – uczucie. Zapisana obietnica o wieczności przeżytej ze sobą. Niewypowiedziana na głos, zawierająca w sobie prawdę, której szukaliśmy. Zapewnienie, że posklejamy

Pamiętam dotyk.

  Igrają ze mną wspomnienia dotyku, który zostawił miękkie ślady na opuszkach moich palców. Uśmiechy tańczą z wargami wyginając je do góry, w stronę wiosennego słońca. Włosy miękko opadają na ramionach spragnione widoku jego tęczówek. Moje oczy patrzą w każdy kąt, na krawędzie chwil, które minęły, by jeszcze raz obejrzeć ten niemy spektakl z nami w roli głównej. Serce ciągle i ciągle, niemalże do znudzenia, zachwyca się każdym prostym gestem, krótkim spojrzeniem, szerokim uśmiechem i ciszą zaczarowaną w milczenie.   Pamiętam dotyk jego skóry skradziony przypadkiem lub nie przypadkiem. I dotyk jego spojrzenia.

Gdy cały dzień to za mało...

shakira underneath your clothes. (bo rozmawialiśmy o Shakirze i słuchaliśmy tej piosenki razem dwa razy)   Po sześćdziesięciu dziewięciu dniach miałam go znowu dla siebie i tylko dla siebie. Miałam jego niebieskie spojrzenie, dłonie na wyciągnięcie ręki, długie nogi i całą tę jego długą sylwetkę. Wypełnił sobą całą mnie: od stóp po cebulki włosów. Czuję jego obecność w swoim pokoju, na klatce schodowej, po której musiałam sama wracać. I z nadzieją wypatrywałam go na samej górze, przy samych drzwiach, bo pokonał te wszystkie schody o wiele szybciej. I miałam nadzieję, że nim przejdę przez jakikolwiek próg - przystanie, by mnie przepuścić. Ale nie było go. Siedział sobie w pociągu i pisał do mnie sms-y, że za mało mieliśmy czasu. Spędziłam z nim osiem godzin i czterdzieści osiem minut, co daje pięćset dwadzieścia osiem minut, a trzydzieści jeden tysięcy sześćset osiemdziesiąt sekund. Pisząc do mnie: za mało, miał rację. Absolutną rację.   Mam ochotę iść do niego, choć tak bardzo jestem z

A odpowiedź?

  Czasem siedząc na skraju marzeń, zastanawiam się gdzie jest? I co teraz robi? Czy myśli o mnie w tej chwili, jak ja o nim? I czy wyobraża sobie chwilę, kiedy się spotkamy? Czy układa scenki w głowie, jak ja nieraz przed lustrem? Czy dotyka kostki u nogi, kiedy ja zaciskam na niej palce? Ot tak, z przyzwyczajenia przed snem? Czy gładzi ręką swoją rękę, kiedy czuje się samotny?   I czy już gdzieś jest? Czy go widziałam nieraz, kiedy wychodziłam ze sklepu? A może wpadłam na niego przypadkiem na ulicy, gdy rozmawiałam przez telefon? Może już znam odcień jego oczu? I może pamiętam niektóre uśmiechy? A może jest na drugiej półkuli i teraz zastanawia się, kiedy spotka tę kobietę, która będzie do końca życia? Może właśnie pije herbatę niesłodzoną, choć ja słodzę od lat dwie? A może teraz śpi i śni o swojej obecnej miłości? Może pisze do niej sms-a albo rozmawia przez telefon? A może biega po lesie i obserwuje niebo? Może tańczy w miejscu albo wybija rytm do muzyki, której nie słucham, a może

Zakochałam się w tej naszej przyjaźni.

 Przyjaciół mam najlepszych.  Zakochałam się w tej naszej przyjaźni. W słowach naszych i myślach płynących leniwie po konturach warg. Kocham wybuchy śmiechu powodowane niczym i przelotne spojrzenie mówiące równie głośno i dużo, co słowa. Splecione dłonie, łagodnie odbijające się na brzegu naszych ciał. I ramiona oplecione wokół szyi. Zakochałam się w tych niezliczonych łzach - powstrzymanych i tych, którym udało się wymsknąć naszym zatroskanym palcom. Uwielbiam gromadzące się wspomnienia na dnie kolorowej walizki. I chwile, które już machają do nas z odległego kąta wszechświata. Zakochałam się w tych milczeniach, które wypełniały naszą ciszę. I niektórych niedopowiedzeniach, które chciały zepsuć wszystko. Pokochałam do szaleństwa naszą siłę, która pomaga przetrwać każdą z prób. Zakochałam się w krokach zostawiających ślady na tych samych drogach. I w potoku słów, czasem wypowiadanych zbyt szybko.   W lecie i zimie, na wiosnę i jesień. W oddechu słów i nieopanowanej złości. Każdego dnia