Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2007

Ona

Kolejny rok. Kolejna rocznica. Kolejny raz stoimy nad Jej grobem. Wspólna modlitwa. Każdy zapatrzony w Jej uśmiechniętą twarz. W zdjęcie sprzed kilkunastu lat. Była mała Dziewczynką. Swoim śmiechem zarażała. Nie sposób się nie uśmiechnąć, patrząc na Jej niewinną, maleńką twarz. W oczy, które podobno po Niej odziedziczyłam. Jest w nich tyle radości, zadowolenia… Ona powinna stać teraz obok Nas. Powinna być! Cieszyć się każdym kolejnym dniem. Podziwiać przyrodę, którą tak bardzo lubiła… Ale nie ma Jej! Być może Bóg potrzebował Jej tam – na Górze… Może Miał w tym jakiś cel.. Zabrał Ją, a dał Mnie i Moją Siostrę… To stało się tak nagle. Jednego dnia była, dawała radość, przekazywała pozytywną energię… Następnego już Jej zabrakło. W domu pustka, łzy. Brak Jej uśmiechu. Roześmianej twarzyczki. Była taka malutka… Nie przeżyła w życiu wiele. Miała tylko 3 lata i 7 miesięcy, kiedy zawołał Ją Bóg do Siebie. Wierzę, że Ona oddała mi swoje życie. Że dzięki Niej żyję ja. Dlatego nie mogę się poddać

Zabrała mi Go śmierć... Dlaczego?!

 Samotny spacer. Samotne dni, które nie mają końca.  Zapatrzona w ciszę, wsłuchana w swój oddech, bicie serca, otulona wspomnieniami, które kojarzą się z Nim.  Jeszcze niedawno tą zwykłą, wydeptaną ścieżką szłam obok Niego... Frunęłam jak ptak na skrzydłach miłości.  Kiedy On był obok, wszystko było takie proste, łatwe. Z każdym problemem wspólnie dawaliśmy radę... Dążyliśmy do wyznaczonego przez siebie celu. Razem się udawało. Osiągaliśmy je.  Jeszcze niedawno On szedł obok mnie. Trzymał za rękę.  Miał taki zakochany wzrok. W Jego oczu blask wpatrywałam się cały czas.  Jego słowa spijałam jak miód z namiętnych ust...  Teraz idę sama.  W oczach błyszczą łzy.  On nie trzyma za rękę.  Nie patrzy swoim zakochanym, pełnym miłości, pożądania wzrokiem.  Idę sama naszą drogą.  Otula mnie samotność i tęsknota.  Cały czas wydaje mi się, że On zaraz tu przyjdzie. Przytuli. Pocałuje. Że poczuję Jego zapach. Usłyszę cichy, delikatny szept.  To stało się tak nagle.  Rozpędzony samoch

Tytuł?

 Ostatni czas, ostatnie dni, tygodnie - są naprawdę bardzo trudne... Wiele się w nich dzieje... Wiele łez, przykrych chwil, samotnych dni... Brakuje mi wielu rzeczy, o których nie chcę mysleć, których brak boli... Myślałam, że potrzebna mi jest samotność... Chyba tak jest. Chciałabym czasem iść nad stawy, usiąść na pomoście i myśleć. Patrzeć na spokojną taflę wody... Woda mnie uspokaja... Ale tak bardzo nie chce mi się ruszać z domu.. Pogoda też nie pozwala. Dziś za oknem jest ładnie... Mimo wszytko nie pójdę... Jestem dziwna... Chciałabym... Sama nie wiem... Iść gdzieś, gdzie jest cisza, spokój. Gdzie nikt nie będzie mi mówił, co mam robić... Powtarzał, że "będzie dobrze", "wszystko się ułoży". Ja w to nie wierzę... Może inaczej spojrzę na "te" sprawy za kilka dni... Ale teraz nawet nie chce o tym myśleć... Zmieniałam się... Powtarza mi to Mama. Chciałabym jakoś wszystko naprawić. Ale brakuje mi sił, silnej woli. Wole zamknąć się w sobie i czekać aż zły c