Znikam cicho, by nie zbudzić sumienia.

 Wiem, że jestem beznadziejna ostatnio, jeśli chodzi o bloga. Ale nie umiem go prowadzić, przykro mi. Przeoczyłam piątą rocznicę założenia. I prowadzę go na tyle długo, że nie chcę odejść jak milion osób zostawiających wszystko tak po prostu.
  Nie jestem też gotowa na całkowitą rezygnację z tego, co tu stworzyłam. Zbyt wielka wartość. Zbyt wiele tu mnie, mojego życia i Was. A wiele z Was naprawdę nieraz mi pomogło. Szczególnie jestem wdzięczna Ślimaczkowi, co będę powtarzała przy każdej możliwej okazji. Ma pierwsze miejsce w moim sercu i nic tego nie zmieni. Bo to ona jest ze mną od początku i jestem pewna, że będzie do końca.
  Nie umiem się pożegnać, ale już nie wierzę, że uda mi się tchnąć życie w tą stronę. Większość z Was też już się odwróciła. Tak już jest. Ja też nie jestem aktywna. Być może po prostu wyrosłam? Może wrócę, kiedy coś się zmieni, takiego dużego.

  Dziś mogę Wam napisać, że ciągle studiuję. Mam niewiele czasu dla siebie, co mnie wypala. Gram w pasjansa, czasem czytam książki, co tydzień kupuję Newsweeka i jestem wściekła za takie głupie oskarżenia dotykające osobę Tomasza Jastruna. Od jego felietonów zawsze zaczynam czytać tygodnik i nic tego nie zmieni!
 Jesteśmy z Adrianem ciągle. Mniej lub bardziej, ale ciągle. Przyzwyczajeni i już chyba nie tak zafascynowani.
 Ostatnio tak mało rzeczy mnie cieszy. Wypalam się od środka i potrzebuję ukojenia. Słowa zamarły we mnie, a wiem, że byłyby lekarstwem doskonałym. Pomysły tylko kłębią się we mnie i czekają aż znajdę w sobie odwagę, by wszystkie je spisać. Powoli delektując się każdym wyrazem na nowo.

  Nie wiem, kiedy pojawię się ponownie. 

Pisanie w ogóle nie sprawia mi przyjemności, co boli najbardziej. Nic tak nie dotyka jak zamierająca pasja...

Komentarze

  1. Czasami chyba tak trzeba. Oderwać się, żeby mocniej stanąć na ziemi, budząc wszystkie swoje potrzeby, pragnienia i słowa. Ciężko będzie bez nich tutaj, ale pewnie gdzie indziej są bardziej potrzebne. A jak już Ci się rozmnożą dostatecznie, zawsze przecież możesz część z nich znowu zostawiać tutaj. ;) ja będę czekać. powodzenia;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też coraz rzadziej bywam na blogu, ale nie zostawię go. Z podobnych powodów jak Ty.Nie tak zafascynowani? Cóż, ja myślę, że to naturalna kolej rzeczy, jeśli chodzi o miłość. Przyzwyczajenie zawsze się wkradnie. Ważne, by się tym nie przerażać. Dawny stan na pewno wróci. A jeśli nie, to fascynacja zostanie zastąpiona czymś innym - głębokim, spokojnym uczuciem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ej, Pisareczko, nie podoba mi się!jeżeli ja mogę walczyć, Ty również!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ilonko, pasje nie umierają, nawet jeżeli przymierają.Jesteś dla mnie ważna.

    OdpowiedzUsuń
  5. czasami przychodzą ciche dni. te blogowe również. czasem jest to tydzień. czasem pół roku. rok... przechodziłam przez to wiele razy. a już w tym internetowym świecie trochę siedzę. pięć lat, podobnie jak Ty. nauczyłam się jednego - najgorsze co można zrobić, to pisać na siłę. czasem trzeba zrobić sobie przerwę. i kiedy dojrzeje się do tej decyzji -- wrócić. albo na stare śmieci, albo stworzyć coś nowego. a jeśli nie chcesz tracić kontaktu ze stałymi czytelnikami - przecież nikt Ci nie zabrania czytać, co u nich. komentować. choćby w mailach. pozdrawiam. i życzę sił. /myosotis-mai

    OdpowiedzUsuń
  6. och, skąd to znam! mam mniej czasu na bloga, a kiedy mam już na niego czas to nie potrafię poskładać myśli w ładną i przyjemną całość. chyba gdzieś zgubiłam umiejętność tego pisania, którym karmiłam bloga i to prawda - to czasem boli ...ale cieszę się, że nie odchodzisz, że czasem zakreślisz parę słów :* i onet to już nie to samo, zbyt wiele osób stąd odchodzi - niestety. miło Cię widzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam Kochana, że nie było mnie tu ostatnio.... że nie komentowałem, poprzestając tylko na czytaniu... Kilka rzeczy się zmieniło, zwłaszcza w moim sercu...mam nadzieję tylko, że na lepsze... Ja się nie odwróciłem...jestem tutaj i kibicuję Ci zawsze :* Tak wrażliwe dziewczyny jak Ty to rzadkość w dzisiejszym świecie. Wiem coś o tym... To o czym mówisz, to nie jest zamierająca pasja... Ja też dobrze znam tę kotłowaninę myśli... Zrób sobie przerwę, weź głębszy oddech...:* a potem wróć tutaj do nas... Nie wiem jak inni, ale ja będę czekać :* :) Wracaj z nową energią, nowymi pomysłami i nowymi, pięknymi słowami, którymi opiszesz to najcudowniejsze z uczuć.. :* :* Ściskam mocno - Celt Petrus...

    OdpowiedzUsuń
  8. Pisareczko, hallo! Będę Cię nawiedzać, dopóki nie odezwiesz się, no! ; )

    OdpowiedzUsuń
  9. przecież jestem! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. b_e_n_i_a@buziaczek.pl7 lutego 2012 14:05

    Wiem co czujesz, bo przeżywałam dokładnie to samo. I trochę mnie nie było. Jednak stwierdziłam, że warto wrócić. Warto pisać. Miejmy nadzieję, że i Ty wrócisz.Dużo miłości i szczęścia życzę.No i powodzenia na studiach w Radomiu:D/ Benitka

    OdpowiedzUsuń
  11. studiuję w Warszawie :P

    OdpowiedzUsuń
  12. oh! ileż ja musiałem czekać na jakikolwiek znak od Ciebie! jesteś uparta, wiesz? a do tego milcząca, Pisareczko, a to do Ciebie nie pasuje, ani mi się nie podoba! a ja tak bardzo Ciebie polubiłem, że Liliannna ma na drugię imię Ilona, mimo że nie planowaliśmy dawać dzieciom drugiego imienia.. może nasze maleństwo odziedziczy po swojej cioci dar pisania? : )

    OdpowiedzUsuń
  13. Łukasz! Jesteś okropny! Straszliwie. I wzbudzasz we mnie poczucie winy. :) Ale nic, teraz się zmobilizuję, obiecuję. Mam powody: nareszcie uwolnię się od pracy, której nienawidzę (częściowo, bo czasem tam zawitam) i zacznę staż w przedszkolu! :) Jestem szczęśliwa, wiesz? I chcę wrócić. I chcę pisać. Pragnę tego z całego serca, naprawdę.Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  14. i Ty dla mnie, Oleńko.

    OdpowiedzUsuń
  15. I taką Pisareczkę uwielbiam, aż Lilianna przestała marudzić, wiedząc, że ciocia wzięła się w garść! : )

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz