Mama.
Jestem spełnieniem, oddechem i
szeptem, że wszystko będzie dobrze. Bezpieczną przystanią, tak sądzę. Kocham cię i jestem to dwa najczęściej wypowiadane na głos słowa. Ramieniem
otulam mocno, by nie zapadła się w przepaść nowego. Przyjmuję tę ciężką rolę na
barki: przewodnika, drogowskazu, kierownika. Przyjmuję rolę zakazu, gdy trzeba.
Zgody, gdy może. Gdy się boi, otulam w płaszcz z miękkich ramion, szeptu,
ciepłego oddechu. Gdy jest szczęśliwa, uśmiecham się jeszcze mocniej, patrzę i
podziwiam, gdy tworzy. Gdy jest zła, towarzyszę ze spokojem tak dużym, na jaki
umiem sobie pozwolić. Pomagam jej poznać emocje, zwierzęta, pojazdy. Kolejne
dni i budynki, towary w sklepie. Słowa dzień dobry i do widzenia. Kiedy iść, a
kiedy stać. Uczę cierpliwości i stania w kolejce. Czytam stokroć to samo, z
zamkniętymi oczami. Słucham i odpowiadam choć czasem brakuje już weny. Opowiadam
o świecie, o tym, co wiem. I coraz częściej szukam porady w książce. I
zastanawiam się czasem, czy jestem dobrą mamą? Czy podołam? Czy wychowam ją
tak, jak bym chciała? Czy będzie dobrym człowiekiem, z zasadami i wartościami,
które my wynieśliśmy z domu.
I patrzę na nią. Ciągle zdumionym spojrzeniem. Taka duża, ciągle większa
(kiedy to mija?) taka szczęśliwa,
taka moja i nie moja jednocześnie. Przypominam sobie codziennie, że jest nam
dana na chwilę i zadana na zawsze. Uczyć trzeba miłości, szacunku, pokory, spokoju,
przepraszam. Jak, kiedy mi czasem tego brakuje? Nie daje zapomnieć, że
obserwuje i uczy się naśladując. Pamięta potknięcia, wybacza i rozczula do łez.
Często frustruje, daje powody do pytań dlaczego?
Dlaczego ja? Jak długo jeszcze? Jest burzą, liściem targanym na wietrze,
potyka się i biegnie. Byle do celu, wyżej i wyżej. Sięga wysoko, gdy mnie już
brakuje długości rąk, by ją powstrzymać. Opadam z sił i mam dość, chce wrócić
do siebie samej sprzed chwili. I nagle siada i patrzy. Tak czujnie, obserwująco.
Pochyla głowę i mówi kocham. A potem
dodaje mamo z tym swoim zbójeckim
uśmiechem i tuli małymi rączkami. A ja już wiem, że piękniej być nie może. Że
to wszystko kiedyś minie, jest dane tylko na teraz. Czas pędzi do przodu, choć
mnie się wydaje, że każdy dzień podobny do poprzedniego, więc może to jednak
ten jeden, ten sam?
Cieszę się, że u Was dobrze :)
OdpowiedzUsuń