Ukochana.


  Pamiętasz? Ten szept na skórze? Oddech we włosach? Cichy taniec i pewność, że nikt nas nie dogoni. Może tylko my sami. Zmieniamy się. Wątpimy. To prawda, ja wątpię. A potem patrzę na Ciebie, ponad nami i przypomina mi się wszystko, od samego początku.
   Pierwszy pocałunek w dłoń. Pytanie zapraszające do rozmowy i zaskoczenie w oczach. Rozmowy przy kominku. I ogromna tęsknota. Przeczuwałam, że  to uczucie będzie towarzyszyć mi zawsze. Wiedziałam, że będziesz moim mężem. Ojcem moich dzieci. Moją wiecznością.
    Długie miesiące za nami. Kłótnie, żal, pyskate słowa raniące jak brzytwa. Strach w oczach, pragnienie bycia razem  i brak odwagi, by się rozstać. Ile razy jechaliśmy do siebie z poczuciem, że to już ostatni raz? Dziwne. Odległość oddaliła nas i jednocześnie zbliżyła do siebie. Byliśmy gotowi, by siebie przyjąć. Po prostu.
   Niedługo miną cztery lata od najpiękniejszego dnia w naszym związku. Przysięgi małżeńskiej. Za nami dwa trudne i owocne lata jako rodziny. Mamy naszą córkę. Najpiękniejszą i temperamentną. Czekamy na dom. Jest już na wyciągnięcie ręki. Po raz kolejny dziękuję, że pozwoliłeś mi uwierzyć, że możemy zbudować go sami. Belka po belce. Deska za deską. Jesteśmy niepokonani.
   A potem przychodzi moment, kiedy myślę, że może jednak lepiej nam będzie osobno. Milczę, krzyczę i boję się powiedzieć to na głos.  A kiedy wreszcie sprawiasz, że mówię o tym nieśmiało, zaczynam płakać. Wypłakuję wszystkie złe dni, zmęczenie, strach o nas i nasze dziecko. Sprawiasz, że dotykam tych dni, które mogą być bez Ciebie. Przeżywam je jak film, trochę z boku. I wiem, że znowu zachowuję się jak zakochana w Tobie nastolatka - niecierpliwa, chcąca wszystko od razu. Bez czekania i delektowania się każdym dniem, które zbliża nas do tego najpiękniejszego, najważniejszego i wyczekanego. Uspokajasz mnie, przytulasz i mówisz, że jesteś. Przypominasz po raz kolejny, że nigdzie się nie wybierasz. Walczysz o mnie. I kochasz. Niezmiennie, od prawie dziesięciu lat - kochasz. Najpiękniejszą, najodważniejszą, najszczerszą miłością. Znasz mnie doskonale. Wiesz, kiedy dać odejść i kiedy po mnie wrócić. Czym zatrzymać. Jakich słów użyć, bym znowu dostrzegła jak wielki skarb mamy, ile dostaliśmy w darach od samego Boga. Jestem szczęśliwa. Czuję się kochana. Doceniona. Widzę to w Twoich oczach, słyszę w Twoich słowach. Przenikasz moją skórę. Sprawiasz, że mam dreszcze, niezmiennie od tylu lat. Czasem mnie zawstydzasz. Odbierasz mi oddech. Rozśmieszasz do łez. Irytujesz jak nikt inny. I niezmiennie - jesteś powodem wszystkiego.
   Nie wiem, czym zasłużyłam sobie na taką piękną miłość, ale jestem za nią wdzięczna. Obiecuję, że będę zawsze.

Komentarze

  1. Tęskniłam za Twoimi słowami. Od razu wiem, u kogo się znalazłam, o kim czytam... Dobrze, że jesteście - wszyscy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowa A., nawet nie wiesz, ile znaczą dla mnie takie słowa. Szczególnie teraz, kiedy zatraciłam trochę miłość do pisania i czasem, gdy próbuję coś pisać, szukam swojego stylu - a z tym bywa różnie...

      Dobrze Cię czytać.

      Usuń
    2. W pisanie zawsze wkładałaś serce i wrażliwość. To już z Tobą zostanie. Trochę zatraciłaś? Zupełnie tego nie czuć. Mam nadzieję, że będziesz tu zaglądać częściej :)

      Usuń
    3. Tęsknię za pisaniem, za blogowaniem i za taką formą kontaktu z ludźmi. Także - mam nadzieję, że się uda! :)

      Usuń
    4. Trzymam kciuki za Twoją wenę i obecność :)

      Usuń
  2. Miłość bywa najlepszym narkotykiem, nieprawdaż?
    Dobrze tak się z tym żyje.

    Szczęścia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak narkotyk - ma też swoje słabe strony. ;) Ale zawsze wygrywa.

      Usuń
  3. O taką miłość zawsze warto walczyć... Też chciałabym tak kochać, być tak kochaną... To chyba dzisiaj rzadkość... Pozdrawiam i powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miłość jest piekna, a jak ma się tą drugą osobe, dla której jesteśmy wszystkim i ona też dla nas jest wszystkim to czysta magia ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłość i uczucia to co pozwala trwać

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie poczułam, że lepiej byłoby nam osobno... Nie mieliśmy takich kłótni i rozmów. Rozumienie się bez słów, wspólne milczenie czasem... Też małżeństwem jesteśmy ponad 4 lata a parą od prawie 10 :) Czasem nie mogę się nadziwić jak bardzo zgrani jesteśmy a jednocześnie różni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy identyczny staż ;)

      U nas kłótnie się zdarzają - czasem w złości powiem, że nikt nam nie każe być razem. Ale zaraz potem żałuję swoich słów. Jestem typem, który uderza w najgorsze punkty, niestety. Ciągle z tym walczę.

      Wystarczy mi jednak, że wyobrażę sobie siebie bez męża i żołądek skręca mi się w supeł.

      Usuń
    2. Ja siebie jako jednostke potrafie. Bo nie jestem od niego uzalezniona. Ale nie mam tendencji do wyobrazania sobie rozstan :p czasem tylko jak wyjezdza albo gdzies pozno wychodzi to jakis mnie nachodzi strach, ze mogloby mu sie cos stac i sie nie zobaczymy...

      My jakieś kłotnie tez mamy, czasem o pierdoly jak oboje jestesmy przemeczeni.

      Usuń
  7. Dziękuję za komentarz, odwzajemniam.

    Nawet nie wiesz jak dobrze rozumiem to co napisałaś.

    Zwątpienie.
    Boże, ile było chwil gdy wątpiłam wiesz tylko Ty.
    Nie potrafiłam się jednak poddać. Jestem chyba zbyt uparta. Pamięć dobrych chwil, najpiękniejsze wspomnienia nie pozwalały mi tego zakończyć.
    U nas wyszło to na dobre.

    I Wam tego życzę.

    Gdybym mogła jakoś pomóc. Gdybyś potrzebowała się wygadać, służę. karinanowak.trzy.m@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie potrafiłabym odejść. Samo mówienie o tym sprawia mi ból, naprawdę.
      Niekiedy wkrada się dramatyzm w moje życie.

      Usuń
  8. Ja nauczyłam się już akceptować kłótnie, jasne że mnie to denerwuje i nie raz krzyczę że się wyprowadzę, ale dzięki temu, że je zaakceptowałam i wiem, że nigdy nie będzie tak, że się nie będziemy kłócić, to pod tą warstwą wkurwienia, wiem czeka mnie godzenie i z moich gróźb i tak nic nie będzie. Bez miłości byłoby nudno! Szczęścia w dalszej drodze!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz