Cisza.
Siedzimy
w domu. Jakiś czas temu byłam z Gabi u moich rodziców. Ponad tydzień. Dziwnie z
centrum miasta znowu wrócić na prawdziwe
łono natury (bloki otoczone lasem). To dobrze mi znane miejsca. Pamiętam
szelest liści, śpiew ptaków, stukanie dzięcioła, szum rzeki.
Zaskoczyła
mnie jednak Gabrysia. Wejście do lasu, poza zabudowę, sprawiał, że robiła się
czujna jak zwierzyna. Przestraszona. Nasłuchująca. Trzymała mnie kurczowo za
rękę, a nawet pchała się w ramiona. Ja czułam się wtedy nieswojo. Byłam
zdziwiona swoją reakcją, bo jak to? Ja - wychowana w "lesie",
kochająca jego ciszę i spokojnie życie. Ja, wyczekująca lata, by znaleźć się na
szczytach Tatr i czerpać w milczeniu siłę z ich potęgi.
Ale
stało się. Nie wiedziałam jak odnaleźć
się na ziemi, która pamięta moje kroki z dzieciństwa. Powoli przypominałam
sobie ile szacunku wymaga przyroda. Jak delikatnie opuszkami palców gładzić
mech, by pokazać go małej istocie. Gdzie najlepiej zbierać szyszki, gdzie ptaki
wiją gniazda. Jak stąpać po ziemi pamiętając,
że jesteśmy tylko gośćmi. Przypominam sobie nazwy ptaków i drzew. Ile trzeba
zdobyć wiedzy, by nauczyć dziecko najprostszych pojęć. By umieć odpowiedzieć na
pytania: dlaczego, gdzie i co to?
Trzymam
na rękach moją kruszynę i mówię kojącym głosem, że jestem, obronię ją przed
wszystkim. I zastanawiam się w duchu jak wytłumaczyć 2-latce, że to dzięcioł i
pająk, i jaszczurka, i kos, których się tak panicznie boi - uciekają przed nami
i to my jesteśmy dla nich większym zagrożeniem? Ile czasu jeszcze minie nim sama
powie szeptem "Mamo, patrz! To kos!".
Zachwycam
się prostotą świata po długich miesiącach zapomnienia. Gładzę z czułością miękki
mech, twardą korę na drzewach, delikatne źdźbła trawy i mówię mojej córce, jak
kiedyś mówiła mi mama - co czym jest. Pokazuję jej maleńkie mrówki, szukamy
biedronek i liczymy ich kropki, zachwycamy się kolorowymi motylami. I ja, w
samotności, zatapiam się w trele najlepszych śpiewaków. Gabi się boi. No cóż,
liczę, że dojrzeje do tego, zrozumie, nauczy się, ile w tym lesie piękna
nieodkrytego.
Te
kilka spacerów po lesie, po łąkach przypomniało mi, jak tęskniłam. Za sobą. Za
miłością. Za tęsknotą. Ciszą. Przede wszystkim ciszą. Jak wiele ona znaczyła w
moim życiu. I jak łato zapomniałam o niej będąc w mieście.
Cisza teraz jest jak najbardziej wskazana
OdpowiedzUsuńSzukam jej wszędzie. Szczególnie w mediach.
UsuńMała dopiero poznaje świat i niech powoli poznaje... oswaja się z nim i doświadcza jego piękna :)
OdpowiedzUsuńPS Dziękuję za wizytę u mnie na blogu :)
Pewnie, daję jej czas. :)
UsuńJest mi bliska pedagogika Montessori i rodzicielstwo bliskości - podążam za córką. Czekam na nią. :)
Montessori? COś o tym słyszałam :)
UsuńCóreczka może pokazac Ci inne oblicze świata :)
Polecam poczytać :) zupełnie inne spojrzenie na dziecko.
UsuńŚwiat oglądany oczami dziecka jest jednak najpiękniejszy.
Wiele dobrych słów słyszałam :)
UsuńO tak.. dziecko inaczej widzi i doświadcza świata :)
Wrażliwość przekazywana z pokolenia na pokolenie... cudownie. Gabi na pewno wyrośnie na wspaniałą dziewczynę :)
OdpowiedzUsuńCzytam Twój komentarz po raz któryś. I długo o nim myślałam szukając słów, którymi mogłabym oddać jak wiele strun poruszył. To dla mnie bardzo ważne, ale nikt nie nazwał tego aż tak wprost. Właściwie to ja też nie.
UsuńDziękuję Ci za te słowa.
Zapiszę je w listach, które piszę do małej co jakiś czas. Na wieczną pamiątkę. ;)
Teraz ja nie wiem, co powiedzieć... Bardzo się wzruszyłam :* Zarówno samym komentarzem, jak i faktem, że piszesz listy do swojej córeczki. Zawsze wywołujesz we mnie mnóstwo emocji.
UsuńTo pierwszy spacer, więc ma prawo się bać :) Zwłaszcza, że wszystko jest takie wielkie i nie ma żadnego znajomego punktu zaczepienia w nowym środowisku :) Myślę, że za drugim razem już Ci powie: mamo, zobacz, biedronka! :)
OdpowiedzUsuńJest ciekawa, uparta, podążająca za głosem serca. Ale las ją wystraszył bardzo. Mimo że od tamtej sytuacji byłyśmy jeszcze kilka razy - za każdym razem występowała ta sama reakcja.
UsuńMyślę sobie, że gwar miasta jest jej tak bliski, że ta prawdziwa cisza po prostu ją przerosła. To zupełnie nowe doznanie. Jak widać - nawet dla mnie, mimo że mi ta cisza towarzyszyła od zawsze.
Owady uwielbia. Rozpoznaje wróble - w mieście podchodzi blisko, aby się przyjrzeć, w lesie kryje się w ramionach.
Wszystko przed nami. To dla nas nowe doświadczenie i nowa wiedzao córce. ;)
Swoją drogą, ciekawe skąd ten strach. Dzieci na ogół są ciekawe nowych rzeczy. Może miała jakiś koszmar związany z lasem?
UsuńTo środowisko, w którym Gabi jeszcze nie była i dopiero poznaje takie rzeczy. Ciężko wytłumaczyć dziecko coś, co widzi po raz pierwszy, dopiero uczy się tego z czasem, zapamiętuje, może pokocha :) Mądra dziewczyna, więc sobie poradzi :)
OdpowiedzUsuńA Ty jako mama dobrze robisz, tłumacząc delikatnie dziecku jaka jest natura :)
Czyli mała obserwuje nowe dla niej środowisko. Może z czasem pokocha las :)
OdpowiedzUsuńKażdy musi się nauczyć obcowania z przyrodą i szacunku do niej.
OdpowiedzUsuńKiedyś mi się wydawało, że obcowanie z naturą nie jest dla mnie. Że "ja" to bardziej duże miasta, ścisła zabudowa, panorama za oknem... im jestem starsza tym bardziej doceniam każde "wyjście", każdy ten śpiew ptaków, szelest liści... Obcowanie z naturą przychodzi z czasem. Zapewne na rozpoznawanie gatunków ptaków będziesz musiała jeszcze długo czekać, ale to piękne, że uczysz Ją już dziś, jak wiele świat ma do zaoferowania :)
OdpowiedzUsuńJa zawsze wiedziałam, że duże miasto nie jest dla mnie. Ale Radom kocham. Serio.
UsuńA ptaki częściowo znamy ;) Gorzej ze zwierzyną leśną :D