* * *
Czasem zastanawiam
się czemu nie czuję już tej przestrzeni? Czy to kwestia zmiany życia?
Wieloletniej transformacji z marzycielki w realistkę z prawdziwymi pragnieniami?
Czy to kwestia tego, że odnalazłam to, czego najbardziej w życiu wyczekiwałam?
Miłość, rodzina, dziecko, wizja własnego domu.
Zostawiałam na tej
stronie swoje niespełnione życzenia, opowiadałam o miłościach, które od
początku skazane były na porażkę. O chwilach uniesień, których ciągle
dostarczał mi Adrian. O straconych przyjaźniach. Byłam ciągle w wirze swoich
uczuć - nienazwanych, nieodkrytych. A teraz, kiedy już potrafię (bardzo szybko
nauczyło mnie tego macierzyństwo) powiedzieć, co naprawdę czuję, co naprawdę
myślę, czego chcę, co mi się nie podoba - nie muszę już o tym pisać? Jednym
zdaniem nazywam złość, miłość, szczęście i nie potrzebuję do tego całych
poematów? Kocham Cię wreszcie znaczy to,
co zawsze chciałam powiedzieć. Jestem szczęśliwa oznacza stan, który czuję.
Jestem spełniona - tak mogę o sobie powiedzieć.
Zmieniłam się
bardzo na przestrzeni tych 13 lat, kiedy powstawałyły rumiane-słowa. Czasem, gdy wracam do starych słów - brakuje
mi tego czasu, a jednocześnie za nic bym do niego nie wróciła. Dostrzegam teraz
ile było we mnie smutku, tęsknoty i nieodwzajemnionej miłości. Ile słów
musiałam z siebie wydobyć, by odkryć,
kim naprawdę jestem.
Jestem żoną. Jestem
matką. Spodziewamy się drugiego dziecka. Jestem spokojna. Czekam na nasz dom.
Jest na wyciągnięcie ręki. Wiem, że musimy zakończyć prace budowlane do
stycznia, by mieć gdzie zmieścić naszą powiększającą się rodzinę. To daje dużo
nadziei. Bo nawet jak się nie uda, wiem, że to będzie kwestia niedługiego czasu.
Jestem otwarta na nową, zupełnie mi nieznaną wiedzę związaną z wychowaniem
dziecka. Kończyłam pedagogikę, kilka lat pracowałam jako nauczyciel. Wyniosłam ze
studiów wiedzę skupiającą się na systemie kar i nagród. Ważna była dla mnie
rozmowa, ale jednak motywacja zewnętrzna to było najczęściej stosowane przeze
mnie narzędzie. Będąc w ciąży z Gabi bałam się, że będę zbyt wymagającą matką.
Wiecie - sztywne granice i moja racja.
A ona - mała
istotka - przewróciła mój świat do góry nogami. I kazała mi wrócić do czasów
sprzed encyklopedycznej wiedzy. Uruchomić serce i emocje. Nauczyć się je
odbierać i przekazywać. To była i jest dla mnie ogromna lekcja pokory. Zaczęłam
czytać książki, których nie polecał nam żaden wykładowca, w których wiedzę
wierzyłam. I co się okazało? Że ten stary system zawsze mnie uwierał. Że chcę
być ponad tym. Nie cieszy mnie podporządkowana jednostka, a dziecko, które ma
swój rozum i swoje zdanie. Czasem kosztuje mnie to wiele nerwów, ale co jakiś
czas to moje 2,5 letnie dziecko udowadnia mi, że warto. I, co dziwne dla mnie,
bycie matką nauczyło mnie na nowo bycia żoną. Stworzyłam nową wizję siebie, a
może po prostu dokopałam się do tej mnie, która nie miała siły przebicia?
Wierzę w siłę rozmowy. Zawsze wierzyłam. W
krzyku, wrzasku, ucieczce, odmowie dostrzegam dziecko, które czegoś potrzebuje. Nie rozwydrzonego 2-latka
przechodzącego słynny bunt. Staram się zajrzeć ponad to wszystko i po prostu
przytulić, opowiedzieć o tym, co widzę. Nie jest tak sielankowo. To droga przez
mękę. Szczególnie, że i ja, i Adrian byliśmy wychowani w zupełnie innym stylu.
To dla nas nowość. Spotykamy się z różnymi spojrzeniami, ze słowami, że jeszcze
zobaczymy. Co wymyślamy, bo to jakaś moda. A dla mnie to powrót do korzeni. Do
rodzicielstwa bliskości i bezgranicznej miłości. Do akceptowania drugiej osoby
taką, jaka jest. Do dania jej szansy bycia tym, kim chce być. Kim jest. Jaka
się czuje.
Ja wiem, że to ta
droga. Czuję się dobrze w swoim rodzicielstwie, nie mam na koniec dnia wyrzutów
sumienia, że zrobiłam coś wbrew sobie. Czasem krzyczę i tracę cierpliwość. Ale
zawsze, absolutnie zawsze, przepraszam za niepowstrzymane emocje. Zawsze też
przyjmuję przeprosiny. Wybaczam i zapominam, bo to o to w tym chodzi, prawda?
I wiecie o czym
marzę? By moje dziecko, gdy będzie dorosłe, powiedziało: jestem szczęśliwa,
uwielbiam swoje życie.
To mój cel. Moje
obecne pragnienie. Niezmiennie: trzymajcie za nas kciuki.
Akceptacja i psychiczna równowaga to bardzo wiele.
OdpowiedzUsuńIm jestem starsza, tym bardziej dociera do mnie, że to porządny fundament spokojnego istnienia.
UsuńZmieniamy się i wiele czynników ma na to wpływ... dorastamy, dojrzewamy, zaczynamy widzieć więcej, czuć więcej...
OdpowiedzUsuńAkceptacja i równowaha są istotne... niezwykle ważne aby je osiągnąc. Trzymam za Was kciuki i za wsze szczęście i cele <3
Nie wróciłabym do starej wersji siebie. Te zmiany są naturalne i bardzo potrzebne.
UsuńDziękuję! :)
Serdeczne gratulacje dla całej rodziny. Nie tylko z powodu jej nowego członka, na którego czekacie. Bo Wasza rodzina jest cudowna. Na pewno nie idealna, takich nie ma, ale cudowna.
OdpowiedzUsuńI ogromnie miło czytać, że jesteś szczęśliwa. Odnalazłaś swoje miejsce w życiu, to naprawdę czuć.
Ile razy pisałam, że zawsze czekam na Twoje słowa? Są takie... wzmacniające. Płynie z nich tyle szczerego ciepła. Niezmiennie dziękuję - za obecność i dobre słowo.
UsuńDokładnie to samo mogę powiedzieć o Tobie :)
UsuńZmiany są nieuniknione. Na tym polega życie. Warto je brać na klatę- i te dobre i te złe- bo wszystkie nas czegoś uczą. Trzymam kciuki, żeby wszystko szło u Was w kierunku szczęścia :)
OdpowiedzUsuńPewnie, jestem za nie wdzięczna. Naprawdę wdzięczna. Z roku na rok dostrzegam jak świat układa mi się w głowie, jakiego życia oczekuję.
UsuńDziękuję!
Akceptacja pozwala tak naprawdę być szczesliwym, ale też to szczeście dawać innym więc warto zaczac od swojego dobra. Poza tym dziecko zawsze patrzy na rodziców, więc warto dac im odpowiedni przykład, ale taki prawdziwy! :)
OdpowiedzUsuńGratuluję nowego członka rodziny:)
OdpowiedzUsuńPo tym jak piszesz, widać, że jesteś szczęśliwa i trafiłaś na swoje miejsce w życiu, na odpowiednią osobę... Może ja też kiedyś to poczuję.
Pozdrawiam serdecznie :)