Pierwszy raz.

 Kilka dni temu miałam sen. Inny niż zwykle. Pojawił się w nim ktoś obcy, zupełnie mi nieznany. A przez to tak mocno atrakcyjny, nieodkryty. Przypomniał mi te wszystkie chwile, które zdarzyły się pierwszy raz z moją miłością, największą i jedyną. Pochłonął mnie i wybudził niezrozumiałą tęsknotą. 


*** 

   Początki zawsze są trudne. Ale obiecujące. Kryją w sobie nutę niepewności, ciekawość, drżenie. Są jak książka, po którą sięga się ciekawie z pytaniem, czy warto. Kartkujesz, przekręcasz, rozmyślasz. Delektujesz się każdą nową chwilą, wyczekujesz kolejnej. Mają w sobie magię, której czasem trudno się oprzeć. 

   A koniec? Czy zawsze jest konieczny? Pozbawiony blasku, ociekający emocją, której nigdy nie chciałoby się poznać. Chce się wierzyć w disneyowską narrację. I żyli długo i szczęśliwie. Czy zawsze jest to możliwe? Czy smutne historie, czarni bohaterowie nie mają prawa tworzyć własnej opowieści? 

   Chciałoby się wierzyć, że zawsze będzie pięknie. Że te wyśnione początki są dobrym fundamentem. Jak marionetka będą ciągnąć za sznurki dobrej chwili. Zapisywać wspomnienia na czystym płótnie. Poddani narracji wszechświata snującego opowieść o spełnionej miłości, pasji i pragnieniu.

   Ale czy to będzie wystarczające do docenienia tego, co piękne? Tego, co wymarzone? Czy każdy dzień może być lepszy od poprzedniego? Gdzie kończy się iluzja a zaczyna codzienna rzeczywistość? Kiedy proste gesty stają się najlepszym momentem na to, by szepnąć szczere dziękuję? Docenić siebie. Porwać w wir obecności. Codziennej, namacalnej. Nudnej i na wskroś znanej. 

   Czy warto zaczynać początkiem? Od nowej emocji, drżenia serca, wyczekującej nadziei? Czyż każdy początek nie zaczyna się jakimś końcem? Ile warto poświęcić? Ile wart jest ten dreszcz nowopoznany? 

  Wszak każda nowa chwile jest początkiem tego, co może trwać. Przeistoczyć się w rutynę. Jest tylko jej cichą zapowiedzią, szelestem zdarzeń, które się pojawią. Ekscytującą emocją pobudzającą serce. Ogniem pożerającym to, co już znane. 

To ten początek. Nowa chwila, nowa emocja, którą na chwilę zachłyśnie się serce. Będzie trwała ułamek zapowiadając codzienność. Iskra wszechświata, za którą będziemy tęsknić, gdy tylko wpadniemy w zwyczajność.  

  Pierwsze momenty, które chciałoby się przeżywać nieskończenie wiele razy. Pierwsze spojrzenie, uśmiech, pocałunek, przytulenie. Pierwsze zbliżenie, otwarte serce. Rozmowa trwająca do rana, odkrywanie siebie z dbałością, by ciągle być tajemnicą. Ułamek na tle całego świata. Moment tak krótki, że kończy się nim dobrze się zacznie. A wzbudza tyle emocji. Pobudza tęsknotę, plącze myśli, pobudza pragnienia. Otwiera przestrzenie, których nie jesteśmy na co dzień świadomi. I czasem tak mocno przytłacza. Pobudza tęsknotę, której nie da się ukołysać, zatrzymać, wypełnić. 

  Ta miłość, która trwa, jest taka codzienna, zwyczajna, przyzwyczajona. Brak jej dreszczu emocji, niepewności, zabiegania o siebie nawzajem. Jak dobrze znany kubek, ta sama proporcja kawy i mleka, zwyczaje zapamiętane, mechanizmy wypracowane. Poczucie bezpieczeństwa, bycia w ramie, która tak dobrze pasuje. Jak ulał. 

   I czasem dopada wątpliwość, chwyta i poniewiera to, co już poukładane. To wszystko? A ciarki na plecach, dziewiczy rumieniec? Bezmiar nieodkryty? A pierwsze uśmiechy? Nieśmiałe spojrzenia? Splątane słowa, którym trzeba nadać szyfr? To wszystko? Nic więcej nas nie czeka? 

   Czym jest ten początek? Co w sobie kryje, że jest tak upragniony? Czemu wracamy do niego raz po raz, nie mogąc zasnąć w nocy? Wyobraźnią rozkoszujemy się chwilą, która została przeżyta. I już się nie powtórzy. Pierwszy pocałunek na zawsze zostanie jedynym, pierwszym pocałunkiem. Kolejny dotyk nie wzbudzi trzepotu serca takiego jak ten nowy, nieznany. Nie jest już tak upragniony. 

   Ale jest coś więcej niż ten pierwszy raz. Pewność, że wracamy do tego, co znane. Zapach pobudza pragnienia. Dłoń pamięta dotyk. Palce przypominają sobie miękkość, delikatność skóry.Usta rozpoznają pocałunek. Wibracja głosu dochodzi do samego serca. I to jest ważne, choć tak dobrze znane. 

  Odebrać to na dłuższą chwilę, a tęsknota atakuje serce, wierci w pamięci, ściska ramiona. Uczucie silniejsze niż ten pierwszy raz, bo nie jest nieznane. Wiemy za czym tęsknimy. Ile siły kryją w sobie jego ramiona, jaką moc mają spojrzenia, ile słów chcą przekazać usta, ile zdań chcą czasem przemilczeć. Dotyk jest znany i bezpieczny, ukołysany, oswojony i upragniony. Wyczekany. Rozmowy trwają do rana, ale zupełnie na innym poziomie. Dotykają tematów, których nie znają te pierwsze ciche szepty. Kolejny raz kryje w sobie nadzieję, że jeszcze się powtórzy. Pierwszy raz to rama, w której nic już nie można zmienić. Jest stałą. Odbiciem, w którym już nic się nie zmieni. Kolejny raz ma siłę przetrwania, pojawia się codziennie, na zawołanie, ot tak, od niechcenia, wyczekane, upragnione. Ma w sobie siłę to, co jest znane, niekiedy monotonią, innym razem trudnym - wypracowane. To kolory nowych dni, które, choć podobne do siebie, wciąż inne. Nie pierwsze, kolejne, ale jakie piękne. 

   Odbierz mi chociaż jeden z tych stałych dni, a kolejny, który zdarzy się po nim, pogrąży nas w inny wymiar.  


Komentarze

  1. Myślę, że te początki są jak płomień: fascynujące, intensywne, przyciągające... Ale też mogą właśnie spalić. Zaś późniejsza miłość jest takim dobrym, bezpiecznymi ciepłem. Jednak, skoro od tego płomienia się zaczyna, on dalej w sercu jest i czasem daje o sobie znać. Wręcz jest to potrzebne, żeby nie utracić tego pierwszego razu z pamięci i serca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealnie podsumowałaś to, co siedziało mi w głowie. :)
    Ale ile trzeba pracy i obustronnego zaangażowania, aby ten płomień podtrzymać, aby ciągle był tą bezpieczną przystanią, przy której chce się ogrzać dłonie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam to, mimo że jestem w związku na odległość. Niedługo miną trzy lata. Ja zawsze staram się dawać mu do zrozumienia, że jestem, myślę i kocham. Czasem wystarczy że serce wyślę w wiadomości. Jedną ikonkę, kiedy nie mam siły. Ale on wie. I ja też wiem, dzięki jego słowom, gestom,uczuciom. W prawdziwej miłości serce po prostu wie co robić:)

      Usuń
    2. Dokładnie! Ono podpowiada, inicjuje każdy krok.
      Już to pisałam, ale nawet nie wiesz ile radośniejszym stał się ten powrót, gdy po drugiej stronie TAKA wiadomość :)

      Zawsze Ci kibicowałam i miałam nadzieję, że w Twoim życiu pojawi się ktoś wyjątkowy, jedyny.

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że on czuje i wie. Bo ja takie gesty naprawdę doceniam.

      Dziękuję Ci bardzo, gdyż sama już zwątpiłam w pewnym momencie. Myślę, że Twoje kibicowanie na pewno było jedną z iskierek, które pomogły mojemu obecnemu szczęściu :)

      Usuń
    4. Bądź dobrej myśli! Mieliśmy z Adrianem wiele chwil zwątpienia, a teraz zobacz :) Wytrwałości! <3

      Usuń
    5. Dzięki niemu nie wątpię <3

      Usuń
    6. To jest piękne! :)

      Usuń
  3. Wyjęłaś mi te słowa z ust, poniekąd. Z głowy, z serca, z wszelkich tęsknot i codzienności. Tylko... to znane, to pierwsze, znane, utulone, (prze)pracowane i nasze, moje, obezwładniające... nie jest już tą codziennością. Przychodzi czasem w nocy, utula wspomnieniem zamkniętym w pudle, które pielęgnowałam we łzach (zbyt) wiele razy. A w codzienności zderzam się ze ścianą wspomnień wcale nie mniejszych, nie mniej obecnych w teraźniejszości... i to, choć staram się rozumieć, zabija mnie od wewnątrz, roztrzaskując tę codzienność na milion kawałków. A ja się już kiedyś posypałam, te rysy nie mogą się rozejść...

    Dobrze Cię widzieć. Dobrze się spotkać po latach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym poznać i podać dalej receptę jak zachować te wspomnienie w stanie nienaruszonym, ale odciętym, by nie miały swojej siły i mocy miażdżącej serce. Zamknąć bezpiecznie w słoiku.

      Jak Twoja teraźniejszość?

      Ciebie również. Nie wiedziałam, że tęskniłam.

      Usuń
    2. Nie wiem, czy w ogóle tak się da... "nienaruszonym, ale odciętym". Myślę, że mamy w sobie tęsknotę, która zawsze gdzieś, w cichym i ciemnym pokoju, będzie gnała do tych pierwszych, pięknych i pielęgnowanych długo wspomnień. I jedyne, co możemy zrobić, choć w rzeczywistości największe i najtrudniejsze, to sprawić, by nie miało to obezwładniającego wpływu na naszą codzienność, na każdy z kolejnych kroków...
      Wiesz, ja się czasem gubię w swoich myślach. W dawno niesłyszanych dźwiękach, dawno niewidzianych oczach... Ale wczoraj szłam spać, wtulona w ramiona, w których miłość wierzę, choć jest ona strasznie trudna... i usłyszałam nad uchem "(...) bo mnie kiedyś chciano zmieniać". I myślę sobie - czy ja muszę wiedzieć? Czy nasze tęsknoty muszą mieć wpływ na życie ludzi, z którymi po latach zdecydowaliśmy się je dzielić...?

      Usuń
    3. Czasem chyba tak czy siak mają. Nawet jak nie chcesz. Nawet jak chronisz. Serca nie oszukasz...
      Historia naszego życia nas ulepiła.

      Usuń
  4. W tym właśnie cała rzecz. Ludzi w Polsce nie potrafią pomyśleć co można zrobić z resztek tylko do kosza wszystko od razu. Nie mówiąc o wyrzucaniu bez sprawdzenia przydatności do zjedzenia rzeczy dzień czy dwa po terminie ważności. Ręce opadają czasem jak się patrzy na takie rzeczy.

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak się ustosunkować, bo nie mam doświadczeń w w/w materii jeszcze.

      Pozdrawiam!
      https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

      Usuń

Prześlij komentarz