jest moim marzeniem.

la pared.


  [...]

 - Był kiedyś taki film, prawda? – zapytał, spoglądając na nią.

 Miała piękny profil. Ciemne loki okalały jej zarumienioną twarz. Łagodne rysy przyciągały uwagę na dłużej. Rumiane policzki zachęcały do muśnięcia ich opuszkami palców, byle tylko jej nie przestraszyć, nie stracić na dłużej fiołkowego spojrzenia. Czerwona bluzka przypominała o wakacjach spędzonych na łące, o pogoni za motylami, które kryły się w kielichach pięknych maków.

 - Tak, wydaje mi się, że tak – odparła, uśmiechając się szeroko. – Być może nawet go oglądałam w dusznej sali kinowej, siedząc w bordowym fotelu, z kubkiem popcornu w jednej dłoni i dużym kubkiem coli w drugiej. Jak myślisz? Spotkaliśmy się wtedy po raz pierwszy?

 Choć był świadom paradoksu jej słów i nierealności tych zdarzeń, gdyż rzadko wybierał filmy o miłości, zapragnął pociągnąć tę historię za niewidzialne sznureczki, jakby to była prawda, jakby to zdarzyło się kiedyś. Jeden sznureczek i widzi siebie wchodzącego do tejże sali: dusznej i ciemnej, może nawet się spóźnił, przecież tak często mu się to zdarza. Drugi sznureczek i wie, że może zająć miejsce jakiekolwiek, bo przecież to nie jest kino w wielkim mieście, gdzie każdy fotel jest ponumerowany. Zna doskonale te małe pomieszczenie, gdzie czasem ogląda filmy zbyt późno emitowane po oficjalnej premierze. Trzeci sznureczek i czas spowalnia, kilka osób spogląda na niego, bo wkradanie się w biografię innych jest lepsze niż oglądanie po raz któryś tej samej reklamy. Kolejne pociągnięcie i zaczyna szukać miejsca dla siebie. Piąty i wie, że chce usiąść pośrodku, w przedostatnim rzędzie. Kieruje tam swoje kroki. Szósty sznurek i siada wygodnie, stawie popcorn i colę na podłogę. Wyciąga chusteczkę z kieszeni i wydmuchuje nos. Siódme pociągnięcie i dostrzega burzę loków, nieuporządkowanego warkocza, z którego wymykają się niesforne kosmyki kasztanowych pukli.

 - Tak, siedziałem wtedy za tobą – odpowiada swobodnie, gdy ona przygląda mu się ciekawie, zadowolona z takiego przebiegu rozmowy. – Widziałem twoje włosy. Miałaś warkocza, który pod koniec dnia już nie był idealny jak zawsze.

 - Myślisz, że mój warkocz jest idealny?

 - Tylko przez jakiś czas.

 - A teraz? Jaki jest? – pyta, muskając czerwoną gumkę do włosów.

 - Teraz jest taki, jaki być powinien.

 Uśmiecha się do niego. Błyszczą jej oczy. Przenika jego duszę i on zaczyna wierzyć, że naprawdę poznali się w tamtym dniu, który nigdy się nie wydarzył.

 Może są bohaterami powieści, o których ktoś postanowił opowiedzieć światu, inspirując się filmem, którego tytułu nawet nie pamięta. Może są częścią kobiecych marzeń albo pierwiastkiem wyobrażeń zafascynowanego matematyka.

 Przestaje o tym myśleć i patrzy na nią, na jej pełne usta i zarys piersi. Od ust do piersi jest taka krótka droga, ulega swej męskiej fascynacji. Łapie go na tym, ale nic nie mówi, uśmiecha się tylko i przyspiesza trochę. Może nawet trochę tęskni za jej dłonią.

 - Jak długo trwało nasze spotkanie? – pyta, splatając ich palce.

 Zastanawia się, próbuje nie myśleć o ruchu jej bioder, kobiecym, zgrabnym, pełnym namiętności. Staje się to niewygodną wędrówką dla niego, jest przecież wzrokowcem. Skupia się tylko na uczuciach, na chwilę mu się udaje. Znajduje w nieznanych częściach serca odpowiedź, której szukał.

 - Cały filmowy seans: od początkowych napisów aż do tych końcowych, cichej piosenki. Przez cały ten czas patrzyłem, jak poruszasz głową, czasem przykładasz chusteczkę do oczu. Marzyłem wtedy, by dotknąć twego policzka. Obserwowałem z zachwytem jak wkładasz do ust prażoną kukurydzę, jak próbujesz złapać białą gwiazdkę i jak oblizujesz palce. Zafascynowałem się twoją osobą. I odwróciłem wzrok, kiedy ty się spojrzałaś w moją stronę. Nie pamiętam nawet tytułu tego filmu ani krągłości głównej bohaterki. Nie zanotowałem ani jednego fragmentu, o którym mógłbym ci teraz opowiedzieć. Wykupiłem bilet na film, który wyświetlany był na białym tle, a obserwowałem zarys twojego profilu i włosów próbujących się ukryć w sztucznym kolorze nocy.

 - Słodki listopad – rzekła. – Tak nazywał się ten film. Aktor nie był zbyt przystojny, kobieta miała piękne piersi, powinieneś zwrócić na nie uwagę. Miała krótkie włosy i choć otwarta była na wszystkich, niekiedy swoją postawą odgradzała się od mężczyzn. On się w niej zakochał, szukał jej, a ona odeszła. Kiedy skończył się ich miesiąc, odeszła, bo tak powinno być. Ja też zniknę na koniec dnia i nie podejdę do ciebie nigdy więcej, choć będziesz przychodził w to samo miejsce, gdzie mnie poznałeś po raz kolejny. Wtedy byłam twoim wyobrażeniem, snem, który ma się skończyć. Teraz stałam się spełnieniem, tak kruchym i nietrwałym jak ten sen, który śniłeś, nim zorientowałeś się, że zgodziłeś się na tę nierzeczywistą przygodę.

 - Masz w sobie coś magicznego.

 - Jestem po prostu kolejnym elementem twojej rzeczywistości, którego nie zapomnisz tak łatwo. Opowiesz kiedyś o mnie swoim wnukom?

 - Jeśli tylko będę je miał.

 [...]


Komentarze

  1. Jest tak pięknie, że aż boję się komentować, żeby tego nastroju nie zepsuć. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. napisane jest pięknie, ale ona mu złamała serce. cudownie to ubrałaś w słowa i chciałabym, żeby cierpienie wyglądało własnie tak. On się na nie godzi... boze co za siła.masz talent Maleńka, wykorzystaj go.

    OdpowiedzUsuń
  3. brakowało mi takich tekstów, ale tu chyba nikt nikomu nie łamie serca tylko to jest ulotne marzenie mężczyzny który kończy się tak samo jak ostatnie słowa.

    OdpowiedzUsuń
  4. ten tekst jest wycinkiem krótkiej historii o Kobiecie i Mężczyźni, którzy mieli spędzić ze sobą jeden dzień. Inspiracją był bez wątpienia "Słodki Listopad". I myślę, że to było bardziej marzenie kobiety, ale może i mężczyzny. Może... Sama do końca nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. już rozwikłałaś moja tożsamość wiec więcej takich tekstów bym prosił:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz