Sen o tęsknocie (dla wytrwałych)

down.

fikcyjny wytwór moich fikcyjnych wyobrażeń.

Dominice.

Nie bój się śnić o tęsknocie.


   Mamwrażenie, że któregoś dnia mi się przyśnił. Ot tak, po prostu. Tak jak niekiedyśni mi się moja mama, mój kot i moje ulubione miejsca. Przyśniła mi siętęsknota. Nie za kimś konkretnym ani nawet idealnym. Tęsknota za miłością,czyjąś obecnością i tą pewnością, że będzie przy mnie, kiedy podniosę słuchawkęi wyszepcę cicho: czuję się samotna.

 

   Tęsknota za mężczyzną czasamiokazuje się siłą destrukcyjną, ani trochę nie mobilizującą do strojenia się czypoprawy tego, co w nas najgorsze, by przyciągnąć o jeden wzrok więcej na ulicypełnej mężczyzn. Bardziej lub mniej atrakcyjnych. O nie, nie. Niekiedy bywatak, że jest to siła, z którą nie da się walczyć, pochłania nas, wypełnia,niszczy wszystkie cząsteczki szczęścia, zapada w pamięci, farbuje na czarno sny.I znika. Niedosyt gorącego spojrzenia wzbudza lęk przed samotnością, przedwizją kolejnego nic nie znaczącego dnia. Samotnego posiłku, rozmowy z radioalbo, przy odrobinie szczęścia, ze starszym panem z mieszkania naprzeciwko.

  W przedłużającej się samotnościobumiera serce spragnione miłości. Umierają sny. Pewnego dnia nawet te otęsknocie. Umiera nadzieja, wcale nie na końcu. Umiera nawet chęć bycia kimśważnym w czyjejś rzeczywistości. Poczucie spełnienia. Kolory. Kształty. Liście.A na końcu  umiera niebo. I jest tonajgorsza ze śmierci.

  

   Pewnego dnia po prostu mi sięprzyśnił. Smukły. Niezbyt przystojny, ale magiczny. Magiczny, a może czarującyw taki sposób, w jaki my, kobiety, najbardziej lubimy. Nie wiem, ile w nas byłomiłości. Nie jestem nawet pewna, czy można ją zmierzyć jakąś miarą. Wiemjednak, że była w nas miłość. Miłość. Czyż to nie piękne słowo? Kochaliśmy się.Kochaliśmy się tak, jak kochają się osoby zakochane. Subtelnie, delikatnie,czasami romantycznie. Wcale nie byliśmy idealni, może nawet sięgaliśmyzwyczajności. Tej niezwykłej, przez co wspaniałej zwyczajności. Może właśnieprzez to staliśmy się piękni. Piękni i nierozłączni.

   Nigdy o Nim nie śniłam, mimoże codziennie tego pragnęłam. Tęskniłam za Nim w snach, tak jak tęskniłam za Nim,kiedy byłam świadoma własnych czynów, myśli i tego wszystkiego, co robimy, gdynie wykorzystujemy nocy na sen.

   Śnił mi się tylko raz, chwilęprzed tym zanim go poznałam. Widziałam Jego spojrzenia, czułam Jego dotyk takintensywnie, że kiedy się obudziłam, pomyślałam, że na chwilę odszedł, ale zarazwróci. Niemalże widziałam Go na krześle, które stoi tuż przy moim łóżku. Niezamknęłam oczu, żeby nie przegapić chwili Jego powrotu. Ale On nie przyszedł, aja zdałam sobie sprawę z tego, że to tylko moje pragnienia. Pragnienia,marzenia, a może fascynacje. To chyba nie jest ważne. Ważne jest to, że śniłamo Nim. Tej nocy wszystko się zmieniło, tak mi się wydaje.

   Zaczęłam tęsknić za Nim. Takjak kobieta tęskni za mężczyzną. A jeśli ten nie pojawia się zbyt długo, to tatęsknota staje się bardzo niewygodna. Z czasem nawet bolesna. Pragnęłam Go.Pragnęłam Go bardziej w sposób duchowy aniżeli fizyczny. Chciałam poznać Jego głos,chciałam uczyć się Jego spojrzeń, zapamiętywać je, opisywać, a potem znowu donich wracać. Chciałam zatracić się w Jego oczach. Potrzebowałam z nimrozmawiać. O tych dużych sprawach i tych małych także. Potrzebowałam słów ipoczucie, że mnie słucha. Nie wiem, dlaczego akurat On. W jakiś dziwny,przenikający sposób stał mi się bliski.

   Mój sen to był nasz pierwszydzień. Pierwszy dzień nierzeczywistych zdarzeń i ostatni w rzeczywistychgodzinach. Chciałam oszukać czas. Ale jak miałam oszukać czas, kiedy on jesttak dobrze skonstruowany? Równie dobrze mogłabym się wykłócać z Bogiem o swójwłasny kawałek nieba. Ten sam, który umarł, kiedy zgasła nadzieja. Nie dostałamnieba, ale poznałam w snach nasz ostatni dzień. I kiedy wreszcie nadeszła tagodzina rozstania: przytuliłam się do Niego tak mocno, że prawie pękło miserce. Chciałam mieć Go trochę więcej. O jedną chwilę, o jeden gest więcej. Tojest bardzo dużo, kiedy zaledwie kilka chwil wcześniej ma się tych gestów isłów całą paletę.

   Nikt nas nie wymyślił. Może poprostu ktoś z nas zakpił. A może tylko ze mnie, to jest już nieistotne.Marzyłam o Nim. Marzyłam od dnia, kiedy pierwszy i ostatni raz o nim śniłam.Teraz też czasem chcę o Nim śnić, ale mi się nie udaje. Nie żałuję, bo wciążczekam na niespodziankę.

   Był dobry i czuły. Był taki,jaki powinien być mężczyzna dla swojej kobiety. Przy naszym rozstaniu przytuliłmnie i musnął chłodnymi wargami moje czoło. Nie było między nami słów o tym, cosię zaraz stanie. Tego dnia bardzo mało mówiliśmy. Jakby nasze usta wyczuwały,że słowa są nie na miejscu. Takie drobne, nieistotne. Drobne słowa, drobnemyśli, drobne wspomnienia, wszystko drobne, a tak istotne dla kolejnych moichdni. Nie płakałam. I nie rozpaczałam. Mimo że był i jest mi tak bliski,pozwoliłam mu odejść. Wiem, że nigdy nie wróci. Nie jestem nawet pewna, czychciałabym tego. Tak jak nie jestem pewna, czy chcę o Nim śnić. Czasaminiespodzianką, choć przykrą, jest brak niespodzianki.

   Codziennie przynosił mispisane słowa na małym skrawku papieru. Było ich bardzo dużo. Zawsze byłykontynuacją tych wcześniejszych kilku wersów. Niekiedy była to poezja wielkichpoetów, innym razem wycinek artykułu z gazety, czasami także Jego słowa. W tensposób codziennie mówił mi o swojej miłości, choć nie były to romantyczne zdania.

  Było między nami bardzo dużosłów i właśnie za nimi najbardziej tęsknię. Za tymi godzinami, kiedy zapraszałmnie na herbatę i rozmowę do rana. Zdarzało nam się zasypiać przy sobie.Wcześniej jednak bardzo dużo do mnie mówił. A kiedy nie mówił – patrzył. Nikttak pięknie nie patrzył na mnie jak On. Nikt tak nie brał sobie mniespojrzeniami patrząc. Był wyjątkowy. I piękny. Piękny w niepojęty dla mniesposób. I dla tych kobiet, które nie miały okazji Go poznać także. Była w Nimmagia, czar, było w Nim coś, co nie pozwoliło mi zbyt wcześnie odejść.

   Rozstaliśmy się nie tak nagle.Choć nie rozmawialiśmy o tym nigdy, obydwoje wiedzieliśmy, kiedy to nastąpi. Poprostu. Odeszliśmy od siebie, kiedy słowa zaczęły nabierać innego znaczenia,kiedy wkradło się w nas coś, czego żadne z nas nie chciało przyjąć. Musieliśmyodejść od siebie, choć tak pięknie do siebie pasowaliśmy. Może nawet zapięknie, może to właśnie psuło wszystko. Ta niepoukładana idealność, z którąwchodziliśmy w ten nasz dziwny związek. Może zaczęliśmy być nazbytuporządkowani. Nie chcieliśmy tego, naprawdę nie chcieliśmy. Tak, to pewnie byłstrach. Najgorszy z możliwych. Odeszliśmy od siebie w poszukiwaniu nowych słówi nowych karteczek z cienkim pismem kołyszącym się na błękitnych liniach.

   Potrzebowałam Go. Tej myśli,że jest, kiedy naprawdę Go potrzebuję. Potrzebowałam Jego spojrzeń i marzeń,choć nigdy nie odważyliśmy się marzyć wspólnie. Nigdy nie mówiliśmy oprzyszłości, żyliśmy teraźniejszością. Wiedzieliśmy o sobie tylko tyle, na ilebyliśmy w stanie opowiedzieć o swojej przeszłości bez podawania szczegółów.Byliśmy inni, nostalgiczni. Byliśmy trochę skomplikowani.

  Znałam Go, a On znał mnie. Wprzedziwny, a zarazem najpiękniejszy sposób. Dojrzały i odpowiedzialny. Czasamizachowywaliśmy się jak nastolatkowie, o których zapomniał na sekundę świat. Zdarzałysię takie chwile, kiedy leżeliśmy na Jego miękkim tapczanie godzinami przysłabym świetle błękitnej świeczki. Patrzyłam wtedy na niego długo, zzapamiętaniem. Uczyłam się Go oczami i dłońmi, by kiedyś o Nim opowiedzieć. Ojego pięknie, o Jego duszy, którą krył pod długimi, czarnymi rzęsami. Tęskniłamza Jego wzrokiem, gdy tylko na chwilę zamknął powieki.

 

 

   A teraz… Żegnaj, kochanie.Twoje błękitne spojrzenie przedziera się przez tajemnice mojej duszy. Żegnaj,kochanie. O Tobie  nie boją się śnić mojezmęczone wyobrażenia.

   Kochałam Cię.

  A może wciąż Cię Kocham.


Komentarze

  1. ~klaramorfina25 marca 2011 08:50

    boję się swoich snów.szczególnie o kimś. cieszę się,że mnie znalazłaś;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne. Jak zwykle zresztą.Dodam, że pierwszą częścią tekstu mnie zabiłaś... Tak, jakbyś opisywała moją sytuację. Tylko że mi on się nie przyśnił. Spotkałam kiedyś kogoś takiego naprawdę. U mnie nowa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. przeczytałam, ale nie wiem, co powiedzieć..podobno wszystko ma swój koniec. czasem boli bardziej, czasem mniej. ale.. tęsknota wykańcza najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zminimalizowana26 marca 2011 06:02

    heh, chciałabym żeby rozstania tak wyglądały. Bez słowa.

    OdpowiedzUsuń
  5. 'kochałam'? o jejku! ale dlaczego?!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz