Ona

Kolejny rok. Kolejna rocznica. Kolejny raz stoimy nad Jej grobem. Wspólna modlitwa. Każdy zapatrzony w Jej uśmiechniętą twarz. W zdjęcie sprzed kilkunastu lat. Była mała Dziewczynką. Swoim śmiechem zarażała. Nie sposób się nie uśmiechnąć, patrząc na Jej niewinną, maleńką twarz. W oczy, które podobno po Niej odziedziczyłam. Jest w nich tyle radości, zadowolenia… Ona powinna stać teraz obok Nas. Powinna być! Cieszyć się każdym kolejnym dniem. Podziwiać przyrodę, którą tak bardzo lubiła… Ale nie ma Jej! Być może Bóg potrzebował Jej tam – na Górze… Może Miał w tym jakiś cel.. Zabrał Ją, a dał Mnie i Moją Siostrę… To stało się tak nagle. Jednego dnia była, dawała radość, przekazywała pozytywną energię… Następnego już Jej zabrakło. W domu pustka, łzy. Brak Jej uśmiechu. Roześmianej twarzyczki. Była taka malutka… Nie przeżyła w życiu wiele. Miała tylko 3 lata i 7 miesięcy, kiedy zawołał Ją Bóg do Siebie. Wierzę, że Ona oddała mi swoje życie. Że dzięki Niej żyję ja. Dlatego nie mogę się poddać. Muszę iść z wysoko podniesioną głową. Powstawać, gdy upadnę. I prosić Ją, by za każdym razem mi pomagała. Podawała „Pomocną dłoń”. Otaczał swą Miłością i Anielską mocą.To już kolejny rok, gdy nie mam Jej wśród Nas. Kiedy patrzy na nas z Góry. Po raz kolejny zapalamy znicze. Z każdą następnym rokiem do serduszka, które z nich układamy, dochodzi jeden lampion… Z każdym rokiem ból wzrasta. Jest nie do zniesienia… Rozrywa moje serce. Moją duszę. Jestem coraz starsza. Rozumiem wiele rzeczy. Coraz częściej wyobrażam sobie Jej pogrzeb, kiedy chowano maleńką, białą trumnę z ciałem Dziecka do pustego, samotnego grobu. Gdzie nie będzie Mamy ani Ojca. Gdzie będzie sama. Mimo, że leży tam tylko ciało, bez duszy… Mimo wszystko, jest samotne… Opuszczone… Coraz częściej wyobrażam sobie ten dzień. Jej ostatni, najgorszy dzień. Kiedy był ten wypadek… Jej ostatnie chwile w szpitalu… Zastanawiam się co musiała czuć. Czy wiedziała, że to koniec? Bała się? Wiem, że nie powinnam o tym myśleć, ale to jest silniejsze ode mnie. Chce o tym porozmawiać z Mamą, ale nie potrafię. Nie chcę Jej ranić. Często poruszałyśmy ten temat. Zawsze kończyło się potokiem łez… Widziałam w jej oczach ból! Który ściskał mi serce! Który sprawiał, że miałam ochotę krzyczeć… To były chwile, w których miałam żal do Boga, że zabrał Matce Dziecko.. Które kochała tak mocno… Miłością bezgraniczną… Chwile, kiedy siedzę obok Jej grobu… Są dla mnie ważne. Bo czuję Jej obecność. Wtedy nie powstrzymuję łez… Spływają po polikach i dają mi siłę na każdy następny dzień…

Komentarze

  1. ~http://ol3szk4.blog.onet.pl28 stycznia 2007 04:01

    zycie daje nam wiele do myslenia... czesto nie potrafimy tego pojac... eh... musisz byc silna..

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochanie trzymaj się cieplusio!!!Napewno dasz radę:))Jestem z Tobą całym serduszkiem:**pozdro i duza buzka;**

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz