pula marzeń
marzę o puli nagród
pełnej skrzydeł
by wznieść się
do kryształowego nieba
być wtajemniczoną
a potem
potem opowiadać o marzeniach
niedopowiedzianych sekretach
być w centrum wszystkiego
bez zagadek
bez klucza i hasła
modlić się najgłośniej
i śmiać najciszej
ze wszystkich zdobytych przyjaciół
być niezwyciężoną
w centrum transu
pełnego muzyki wiary i zwątpień
udawać że to nie zabawa
a życie
Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńopowiadać o marzeniach, sekretach, 'nie'wypowiedzianych emocjach - unosić się na tym do nieba, nieba szczęśliwości ...
OdpowiedzUsuńTaka pula marzeń to swoisty taniec na linie. Niby pod spodem są miękkie poduchy i czekające na nas szaleństwo wśród fruwającego pierza. A tak naprawdę zdarza się, że zamiast na poduchy człowiek spada w przepaść...
OdpowiedzUsuńTrzeba wiedzieć, kiedy przypiąć skrzydła, a kiedy postawić stopy mocno na ziemi. I trzeba uważać na "przyjaciół", którzy pojawiają się w momencie, gdy jesteśmy wysoko...
Tak mi się przynajmniej wydaje.
Pozdrawiam :-)
Jestem mile zaskoczona tak żywą odpowiedzią. Dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńI już tam pozostać.
OdpowiedzUsuńCzy to wszystko jest wykonalne?
OdpowiedzUsuńMarzy mi się wzniesienie do takiego kryształowego nieba. Lecimy razem? :)
OdpowiedzUsuńwedług mnie, człowiek powinien modlić się cicho a śmiać głośno. śmiać się głośno do świata i ze świata. a modlić cicho w podzięce. modlić się głośno to jak modlić się na pokaz. zbyteczne.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;)
Czołem, wracam do tego wiersza kolejny raz i kolejny raz czytam go inaczej. Może nawet nie czytam, a czuję inaczej. Dzisiaj jawi mi się sława medialna, bordowa kanapa, aplauz i podziw. Wszystko to jednak nieprawdziwe, ulotne, już stracone...
OdpowiedzUsuńTo dobry wiersz :)
życie to takie igrzyska śmierci :P
OdpowiedzUsuńSzkoda, że często mało osiągalne...
OdpowiedzUsuńDo nieba za życia da się trafić tylko w krótkich chwilach, tych najpiękniejszych
OdpowiedzUsuńUwielbiam to, że teksty, które piszę dla każdego mają inne znaczenie.
OdpowiedzUsuńAle w pełni zgadzam się z tym ostatnim zdaniem. Bardzo łatwo znaleźć "prawdziwych" przyjaciół, kiedy ma się dostęp do wszystkiego, czego dana osoba podąża...
Może przy odrobinie chęci?
OdpowiedzUsuńZabieram ze sobą spadochron :P na zaś :)
OdpowiedzUsuńStraciła dla mnie moc modlitwa.
OdpowiedzUsuńAle zgadzam się z Tobą. Być szczerym - to podstawa.
Krótkotrwały sen, który gaśnie wraz z pierwszym mrugnięciem powiek...
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
I każdy odchodzi - jedyna sprawiedliwość :)
OdpowiedzUsuńchociaż "rzadko" będzie dobre :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ich tak mało czasem bywa...
OdpowiedzUsuńno tak, inaczej się nie da :)
OdpowiedzUsuńAle próby niektórych są. I z równym efektem to wychodzi :-) Niektórym się udaje :)
OdpowiedzUsuńDlatego nauczyłam się cieszyć każdą z nich na maksimum.
OdpowiedzUsuńBędziesz miała miękkie lądowanie :)
OdpowiedzUsuńJa chcę kiedyś skoczyć ze spadochronem :D
gdybyśmy byli stale szczęśliwi, przestalibyśmy to szczęście doceniać :) dlatego też dla mnie szczęście to nie tyle stan, co cudowne skurcze serca :)
OdpowiedzUsuńTrzeba najpierw chcieć..
OdpowiedzUsuńChciałabym tak się wznieść, wysoko, wysoko, ale jakoś mi nie wychodzi. Nie ma lekko, nie ma. Ale pomarzyć zawsze można.
OdpowiedzUsuńBtw, wracam do blogowania, pod nowym adresem i nickiem, jeśli chce Ci się mnie odwiedzić to zapraszam ;)
Ja niekiedy właśnie marzę, żeby pobyć na uboczu wszystkiego... Polecieć, pojechać gdzieś daleko. Bardziej zanurzyć się w ciszy i we własnych myślach - przez dzień, tak jak to czasami udaje się w nocy.
OdpowiedzUsuńChciałbym, żeby czas się zatrzymał. Uleczył lęki, bóle, złość, smutek i niecierpliwość. Chciałbym z tego czasu uszczknąć coś tylko dla siebie...
A mnie się marzy taka niekończąca się chwila szczęśliwości. Chociaż raz.
OdpowiedzUsuń:)
Czyli należysz do odważnych? :-)
OdpowiedzUsuńJa przeskoczyłam etap - cieszę się maksymalnie, a później z równą mocą wspominam się dręczę.
OdpowiedzUsuńPoczątek każdej drogi - chcieć.
OdpowiedzUsuńJak tylko zobaczyłam, że Twój nick mi się podświetla - prawie krzyknęłam z radości :) Nareszcie!
OdpowiedzUsuńOj, Celtusie. I ja mam dni, kiedy to staje się szczytem marzeń...
OdpowiedzUsuńale nie wiem czy to nie jest tak, że wieczne szczęście przestajemy doceniać, że nam powszednieje ...
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze się cieszysz ;) mimo wszystko stęskniłam się trochę za pisaniem. Prawie dwa lata przerwy wystarczą ;)
OdpowiedzUsuńTo straszny nawyk... zmienia szczęście w cierpienie.
OdpowiedzUsuńPrzyszłam od Celta Petrusa. I od razu sie zachwyciłam!
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz Ilono - gratuluję serdecznie.
Będę tu często przychodzić - czy będziesz chciała czy nie :-)))
Wiecznego bym nie chciała. Ale jakiś czas takiego długo utrzymującego się :) Z pełnym jego odbiorem :)
OdpowiedzUsuńStaram się z tym walczyć. Ale jak po ogromnej dawce szczęście wrócić do normalności...?
OdpowiedzUsuńO 2 lata za dużo, choć i ja nie jestem niewiniątkiem :) Wracam powoli, wracam, ale już ostatnio miałam ochotę znowu porzucić bloga. Ale jak zdałam sobie sprawę, ile to już lat, to myśl odrzuciłam :)
OdpowiedzUsuńZawsze chętnie witam nowych Gości :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
Ale wiesz, ja potrzebowałam jakoś takiej przerwy. Wtedy przyczepiło się do mnie zbyt wiele osób, które mi przeszkadzały. I w sumie nie miałam pomysłu na prowadzenie tamtego bloga, ani chęci ani inspiracji. Teraz zaczynam od nowa, tak na świeżo i może coś z tego będzie :)
OdpowiedzUsuńRozumiem :-) Mimo wszystko dobrze, że wróciłaś. :-)
OdpowiedzUsuńI w ogóle jestem mile zaskoczona, że pamiętałaś o mnie. Nie zdawałam sobie sprawy, że tyle czasu minęło od dnia, kiedy zaprzestałaś prowadzić bloga.
Owszem, pamiętam o Tobie. Byłaś pierwszą stałą czytelniczką mojego starego bloga i mimo że Cię nie znam w realu to jednak zwyczajnie Cię polubiłam. Nie zapominam o ludziach, których lubię ;)
OdpowiedzUsuńAno minęło sporo czasu. Czas szybko leci ;)
rozumiem :) życzę Ci więc tego :*
OdpowiedzUsuńNie znam takich słów, które mogłyby opisać to, co myślę na temat tego, co napisałaś. Szacun!
OdpowiedzUsuń