Dom.
Mamy już swój kawałek ziemi na świecie. Prywatny, nasz, nikogo innego. Od dzisiaj. Już w głowie sadzę kwiatki, choć marny ze mnie ogrodnik. Już wstawiam czajnik na gaz, by zrobić Adrianowi kawę, a sobie herbatę. Widzę oczami wyobraźni jak do salonu wpadają piękne promienie zachodzącego słońca. I Małą krzątającą się przy stole. Na pewno z Adrianem. Może będą wspólnie kolorować, lepić z plasteliny albo układać budowle z klocków Lego.
Mamy w głowie plan. Idealny. Być razem dopóki to możliwe. Kochać się, korzystać z siebie, zachwycać się codziennością. Wieczorem kłaść się do jednego łóżka – we trójkę, może już w czwórkę i czytać dzieciom przed snem. Łapać każdą chwilę, by trwała jak najdłużej. Przeżywać ją jako dar i błogosławieństwo od Boga. Być ze sobą w pełni jak teraz. Tego bym nie zmieniła.
Marzy mi się nasz dom. W mojej głowie mury pną się do góry, malujemy ściany, składamy wspólnie meble. Układamy drewniane podłogi, dekorujemy poduszkami sofy. Czuję zapach świeżo pieczonych ciastek, pieczonego chleba, obiadów i kolacji spożywanych wspólnie. Marzę, by nasz dom był miejscem, do którego będziemy zawsze chętnie wracać. Z poczuciem, że to bezpieczna przystań, jedyna taka na świecie. Miejsce wytchnienia i rodziny, którą codziennie tworzymy.
Mamy swój własny pokój w Adriana i moim rodzinnym domu, ale to nie to samo. Jesteśmy tu tylko tymczasowo. Trochę jak goście. Nie czujemy się już u siebie. Pragniemy czegoś więcej – choćby małego, ciasnego, bez okien w salonie otwartych na pomarańczowe zachody słońca. Marzymy, każde po cichu, czasem też głośno, o miejscu, w którym będziemy gospodarzami. O miejscu, za które będziemy w pełni odpowiedzialni. My dwoje jako małżeństwo i rodzice. Jako rodzina.
Dzisiejszy dzień zbliża nas do tego celu. Jeszcze kilka lat ciężkiej pracy przed nami, ale docenimy jeszcze mocniej. Oczami wyobraźni widzę naszą rodzinę, na razie dwu-i-półosobową, wchodzącą do naszego przyszłego domu z poczuciem, że zaczynamy nasze wspólne życie. Na swoim. W miejscu, które wybraliśmy.
W takim razie mocno trzymam kciuki,byście jak najszybciej zasiedlili to własne miejsce na ziemi i by zawsze kwitła tam miłość.
OdpowiedzUsuńPiękne plany i marzenia, które już niedługo staną się rzeczywistością. Nie pozostało mi nic innego jak trzymać kciuki za Was, aby wszystko poszło sprawie :)
OdpowiedzUsuńNiby takie małe muffinki, a tak dużo szczęścia potrafią dać :D
Trzymam kciuki! Własny dom to i moje marzenie, choć na razie odległe, to też mam nadzieję, że kiedyś się spełni ;)
OdpowiedzUsuńZobaczyłam w myśli obraz rodziny, jaką chciałaby mieć większość z nas, nawet jeśli nie mówi o tym głośno. Życzę Wam z całego serca realizacji tych marzeń.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za spełnienie tych marzeń :) Każdy chce mieć własne miejsce na świecie, takie, w którym on i jego rodzina będą bezpieczni, do którego można wrócić :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAch, też mi się marzy taki własny dom <3
OdpowiedzUsuńPopłakałam się. Ja nie wiem dlaczego, ale te wizje swoich domów, choćby były to blaszaki przy budowie, ostatnio tak na mnie działają. Mocno trzymam kciuki za spełnianie tego marzenia, od dłuższego czasu również sadząc w głowie pierwsze kwiaty.
OdpowiedzUsuńCzekam na to z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńNie dziękuję, to może szybciej się spełni :)
OdpowiedzUsuńspełni się - przecież po to są marzenia, które siedzą w naszych głowach :)
OdpowiedzUsuńNie dziękuję, to może szybciej się spełni. Na razie zasiedlamy jeden pokój, a ja staram się go rozciągnąć niemożliwym :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
OdpowiedzUsuńWięc teraz marzenia trzeba przekuć w realizację!
OdpowiedzUsuńTwój wpis mnie właśnie zainspirował. Otworzył te drzwi, za którym poustawiane są wszystkie meble. Ja wiem, że do tego czasu jeszcze kilka lat, ale mnie się już tak marzy ta pierwsza wypita wspólnie herbata przy naszym stole...
OdpowiedzUsuńTo już spory krok do przodu i przedsmak domu marzeń :)
OdpowiedzUsuńgratuluję pięknych zmian, własne cztery kąty to coś pięknego, na co warto czekać. a jak później radość z działania, dekorowania i w ogóle :)
OdpowiedzUsuńPowoli zaczynamy to realizować :)
OdpowiedzUsuńPięknie... No po prostu pięknie... :)
OdpowiedzUsuńJa tez zaczynam życie w nowym Domu. Domu, który jest jako budynek, ale Domem powoli się staje... Z mnóstwem przestrzeni i na parterze.
Ściskam całą Rodzinkę :) I trzymam mocno mocno kciuki!
Niedawno pisałam o czymś podobnym u siebie. Rozumiem to doskonale, za to za nic nie potrafię zrozumieć osób, które twierdzą: "Hej, przecież masz duży dom i mieszkasz tylko z ojcem, więc równie dobrze możecie tam mieszkać we trójkę. Po co się wyprowadzać, miejsca jest dosyć" i tym podobne.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby Wam i wszystkim, którzy tego pragną, udało się znaleźć dla siebie własne miejsce.
Pocieszam się myślą, że wyczekane smakuje lepiej ;)
OdpowiedzUsuńCzyli ku dobremu? ;)
OdpowiedzUsuńWyczekuję tego z niecierpliwością. Choć na tą chwilę mogłabym nawet zamieszkać w domu z perspektywą braku dekoracji :)
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsze Domy to te, które tworzy się dusza. :)
OdpowiedzUsuńNam też tak mówili. Choć mieszkamy z teściową i mamy jeden pokój. "Jakoś to będzie", "Dacie radę", "Po co tracić kasę na wynajem?".
OdpowiedzUsuńAle ja potrzebuję MOJEGO miejsca. Takiego, za które będę w pełni odpowiedzialna. W którym, jak mi przyjdzie ochota, będę mogła się z mężem bawić w berka nago. Miejsca, w którym nikt, poza nami, nie będzie miał prawa wyznaczać żadnych granic i zasad. Gdzie będę mogła się pokłócić do zdartego gardła i łez, bez poczucia, że ktoś słucha za ścianą...
Trzeba dążyć do tego. Być na swoim.
Zgadzam się całkowicie :)
OdpowiedzUsuńTak :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że sprawnie i szybko minie ten czas budowy i będziecie mogli sami zamieszkać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam
Niezależnie od tego kiedy ten moment nastąpi warto jest na niego czekać. Piękne te wizje wspólnej przyszłości.
OdpowiedzUsuńTak myślę. ;)
OdpowiedzUsuńWyśnione. I z każdym dniem bliższe.
OdpowiedzUsuńA jaką ja mam nadzieję! :)
OdpowiedzUsuń