Kilka amatorskich słów o związku między kobietą a mężczyzną: mną a nim.

 "To będzie opowieść o miłości, w której kobieta poczuła się kobietą przymężczyźnie, który pokochał ją z większą ilością wad niż zalet, jak samatwierdziła, z nieznośnymi nawykami i wszystkim tym, czego ona nie umiałabyznieść u drugiej osoby.


 Kochał ją miłością."



***

Podobno kocha się mimo wszystko. Podobno bycie z kimś to czasem wyrzeczenia i akceptowanie tego, co nam się nie podoba. Albo mozolna próba naprawiania i zmian.

Chrapie, chociaż tak bardzo tego nienawidzę. Kiedy śpi, czasem mimika jego twarzy nie jest podobno do buźki aniołka, ale i tak mam ochotę patrzeć na niego godzinami z pragnieniem obudzenia go, by mieć już jego głos i błękit tęczówek. Zasypia, gdy milczymy zbyt długo, a on jest zmęczony. Robi to tak szybko, że ja musiałabym nie spać kilka dni, by zamknąć oczy i od razu poczuć zapach zbliżających się snów. Wydaje dziwne dźwięki, przyciskając swoje usta do nagości mojej skóry: na dłoni, szyi, brzuchu, plecach, gdziekolwiek, byle tylko zmusić mnie do śmiechu. Niekiedy goni mnie po całej działce, byle tylko przewiesić mnie sobie przez ramię, jak kurtkę w letni dzień albo odkręcić do góry nogami, trzymając mnie za kolana, uda albo inną część, której w stresie strachu, że złamię sobie kręgosłup, nie jestem w stanie wyczuć. Pozwala mi wtedy oglądać ziemię, z którą niemalże stykam się nosem. Uwielbiam to i nienawidzę jednocześnie, zawsze się śmieję wniebogłosy, co komentuje słowami: kocham Twój śmiech! Robi to wtedy, gdy ja go okładam pięściami (brzmi gorzej niż wygląda), krzycząc, że kiedyś stracę życie przez niego. Nienawidzę się z nim kłócić, a bywają dni, że każdy powód jest dobry. Nie cierpię, kiedy po każdej małej sprzeczce przeradzającej się nieraz w dużą kłótnię, to ja muszę się odezwać, chociaż zazwyczaj jestem zbyt dumna, by zrobić pierwszy krok. Mam ochotę wydrapać mu oczy, gdy patrzy na mnie z czułością i smutkiem, gdy zrobi coś, co zaboli. I kiedy dotyka mnie czule za rękę, prosząc, bym mu wybaczyła. Odwracam wzrok, by ukryć łzy, choć tak bardzo marzę o jego dotyku. A nade wszystko nienawidzę, kiedy doprowadza mnie do łez i szepcze, żebym wypłakała wszystkie łzy, tuląc mnie przy tym mocno. Nie lubi tych samych potraw co ja i nienawidzi tych, które ja kocham. Nieraz, gdy jestem u niego, mówi, że mam pozmywać naczynia i prosi mnie o coś długo, choć wie, że i tak tego nie zrobię. Czasem nie odpisuje za długo, bo zajmie się czymś i zbyt szybko zlatuje mu czas. Nie lubię jego niepodzielności uwagi. Bywają dni, że doprowadza mnie do szału, robiąc to umyślnie. Niekiedy odpisuje "aha", "oki", "spoko" w sms-ie, choć ma świadomość, że zaraz odpiszę wzburzona, że ma tego nie robić. Denerwuje mnie jego spokój w sytuacji, kiedy ja chcę się na nim odegrać, by poczuł to, co ja. Jego "dobrze kochanie" czasem sprawia, że ciskam telefon, gdzie się da, by za chwilę go podnieść i napisać, co sądzę o tym jego stoickim "dobrze kochanie". Nie lubię, gdy niecierpliwie mówi: nic, kiedy czegoś nie usłyszę i proszę, by powtórzył. Niekiedy po raz któryś. Mówi "kordła" i ilekroć razy go poprawiam, tyle razy powtarza swoją własną wersję, zapoczątkowaną jeszcze w dzieciństwie.
Czasem męczy mnie jego spojrzenie, kiedy siedzimy w tłumie. Wyraża tyle pragnień i uczuć, że muszę odwrócić wzrok, by nie zapomnieć o całym bożym świecie. Naprawdę niekiedy jest nieznośny i dziecinny. Są sytuacje, kiedy nie jestem w stanie znieść jego zachować, ale... to część jego, z którą muszę się pogodzić.
Mimo wszystko czuję miłość. I nawet gdyby się te wszystkie rzeczy spotęgowały nie do wytrzymania, nadal chciałabym z nim być. Bo połączyło nas coś pięknego. Bo mamy cechy wspólne, bo umiemy rozmawiać ze sobą godzinami i milczeć. Bo umiem płakać w jego towarzystwie, wtulając się w jego obojczyk albo słuchając serca. Bo kocham go miłością.

Komentarze