fotografie
zatrzymana chwila na pocałunku. odbitki zdjęć przypominające wspomnienia lepszych chwil. minuta za minutą upływająca w czasie teraz. niepowstrzymana chęć znalezienia się wtedy na kilkanaście sekund. wystarczająco długo, by przypomnieć sobie to, co uleciało z wyobraźni. dotyk palców na policzku. słona łza w kąciku warg.
rozgrzane słowa szeptane przy uchu. złączone ciasno palce. słodka niewiedza. nieumiejętność rozdzielenia splecionych ciał. mrowiący oddech na kręgosłupie. deszcz dreszczy skradających się po białej pościeli.
za długo bez siebie.
rozrzucone czarno-białe fotografie obdarte z zapachu i dźwięków. powstrzymany szloch ubity w kulę żalu.
ciepły oddech na oszronionej szybie. rój wspomnień atakujących umysł. powoli zapadający zmierzch. bezsenne noce spędzone w pojedynkę. muślinowy dotyk muskający najczulsze struny serca.
kolejne pożegnanie pomnożone przez nieskończoność.
__________
Obawiam się, że moja wytrzymałość jest na granicy.
Onet zaczyna mnie drażnić.
Ale żal odchodzić.
Tęsknota, odległość, brak ukochanej osoby to coś co boli za każdym razem... Nie wiem czy jesteś w związku na odległość czy nie, w każdym razie zawsze podziwiałam ludzi, którzy wytrzymywali długą rozłąkę.
OdpowiedzUsuń"Powstrzymany szloch ubity w kulę żalu"- rewelacyjnie ujęte.
Związek na odległość. I wspólne chwile niekiedy łapane w locie.
OdpowiedzUsuńReceptą jest chyba powtarzanie sobie, że da się do tego przyzwyczaić. :)
Namiętność połączona z tęsknotą. Nie potrafię sobie wyobrazić tego stanu, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Ba! Nie zdarzyło mi się nawet zakochanie z wzajemnością, zauroczenia jednostronne owszem były, ale nie to... Jestem bardzo uboga w te uczucia niestety, co nie zmienia faktu, że mnie poruszyłaś.
OdpowiedzUsuńPrzejmująco piszesz....
To piękne słowa. Chyba najpiękniejsze, jakie przez ostatnie miesiące dane mi było przeczytać.
OdpowiedzUsuńBardzo szczere wyznanie, za które powinnam podziękować.
Kilka lat temu pewnie napisałabym, że na wszystko przyjdzie pora i Ciebie spotka szczęście odwzajemnionej miłości. Byłoby to na pewno szczere, ale teraz mocniej wierzę w przeznaczenie. I choć żałuję, że nie wiem, jak wszystko się potoczy, mam szczerą nadzieję, że tak, jak sobie wymarzyłaś. Jak? Tego dowiemy się z czasem.
Potrzeba odrobiny wiary, ale także pozytywnego otwarcia na niespodzianki.
:)
Wczoraj na blogu jednej z moich Czytelniczek napisałam, że odległość to tylko liczby, które nie powinny wpływać na rozluźnienie więzi między dwiema osobami. Dziś uświadomiłam sobie, że nieposkromiona tęsknota, ciągłe wspomnienia i wyczekiwanie dnia, w których znów będziemy blisko siebie, jest męcząca. Czasami nie do zniesienia. Rozumiem Twój żal, gorycz, brak sił. Nikt nie lubi samotności.
OdpowiedzUsuńJak duża odległość Was dzieli?
Około 80 km.
OdpowiedzUsuńI dzieli nas zawsze tydzień, czasem dwa, jeżeli mamy w te same weekendy zajęcia na uczelniach.
Wydaje się to niewiele, ale pomimo ponad trzech lat bycia razem, wydaje mi się, że z czasem coraz trudniej znosi mi się rozłąkę. Szczególnie moment pożegnania chciałoby się odłożyć na potem.
Pociągi w tym przypadku są bezwzględne.
Ale zgadzam się z Tobą - liczba kilometrów nie powinna mieć znaczenie, czasem jednak okazuje się, że to, co powinno, a co nie powinno, nie ma najmniejszego znaczenia, jeśli w grę wchodzą uczucia, emocje, rozmowy, których nie da się przeprowadzić przez telefon i odłożyć w czasie.
Nie przestałaś jednak wątpić w Waszą miłość, prawda?
OdpowiedzUsuńMiałam momenty krytyczne. Ale na chwile obecną nie ma w moim życiu stanu, w który wierzyłabym mocniej.
OdpowiedzUsuńZbyt wiele razem przeszliśmy, by tak po prostu odpuścić i dać sobie spokój.
Miłość podręcznikowa nie istnieje. W rzeczywistości, oprócz radości i uśmiechu, serwuje Nam masę łez i smutku. Miło czytać, miło wiedzieć, że mimo wszelkich wątpliwości wierzysz w uczucie i nie poddasz się, bo na Waszej drodze stanął problem, którego da się rozwiązać.
OdpowiedzUsuńW jakim mieście studiujesz?
mi pozostały fotografie, choc nie moga miec nic wspolnego z tesknota ... ale jeszcze jakis czas pewnie bedzie im towarzyszył zal.
OdpowiedzUsuńNie dziękuj. Czułam nie tylko, że mogę być szczera, ale wręcz nie mogę kłamać. Wykryłabyś to między wierszami, wrażliwi ludzie mają radary :)
OdpowiedzUsuńNie wymagam już tak wiele jak dawniej, życie to zweryfikowało. Przynajmniej, jeśli chodzi o uczucia. Dobra strona medalu jest taka, że mam tym samym większą szansę na spełnienie :)
Pięknie piszesz. Odległość jest męcząca i ta tęsknota, ale wierzę, że dacie sobie świetnie radę. Nie rozpadaj się na kawałki, proszę.
OdpowiedzUsuńTęsknota jest na swój sposób pięknym uczuciem, ale ma też swoje ciemniejsze strony... trzeba nauczyć się jakoś z tym żyć.
OdpowiedzUsuńNas z mężem(jeszcze jako para bez obrączek) dzieliło 120 km. Widzieliśmy się raz w tygodniu, czasem raz w miesiącu. Było różnie, przetrwaliśmy. Nie wyobrażam sobie jednak rozłąki teraz. Wszystko jest do przetrwania.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się styl pisania. Pozdrawiam
Ps. Jeśli przeniesiesz blog gdzie indziej daj znać. Mnie też drażni, ale szkoda psuć robotę.
Chyba rzeczywiście my, wrażliwi, mamy jakieś radary. :) Aż mi się miło w okolicach serca zrobiło, naprawdę! A takie proste stwierdzenie.
OdpowiedzUsuńWięc chyba czasem warto odpuścić, jeśli wynagrodzeniem ma być odkrycie dla siebie czegoś dobrego. :) Mam nadzieję.
Serwuje masę smutku i łez, ale jeżeli można się tym podzielić z drugą osobą (może nawet po czasie), wszystko nabiera innego znaczenia. I to doznanie wznosi, przynosi nowe doświadczenia.
OdpowiedzUsuńW Warszawie. :)
Oby te fotografie nie były wyciągane zbyt często. Wtedy żal nie będzie miał dostępu do Ciebie.
OdpowiedzUsuńZbyt wiele pracy i łez nas połączyło, by dać sobie spokój.
OdpowiedzUsuńMoże mieliśmy kilka krytycznych momentów, ale wystarczy spotkanie i wszystko wraca na swoje miejsce - nadzieje, tęsknota, miłość.
Czasem spotykamy takie osoby, bez których naprawdę nie da się żyć.
Tęsknotę da się okiełznać.
OdpowiedzUsuńJest najbardziej inspirującym uczuciem. I myślę, że bez niej życie byłoby uboższe.
Jak każde inne uczucie :)
OdpowiedzUsuńOj, taaak. Wydałam westchnienie, nie ma co! :)
OdpowiedzUsuńAle na poważnie - myślę, że najważniejsza jest regularność. Dla nas "raz w tygodniu" jest normą, dla innych "raz w miesiącu". I da się to przetrwać. Gorzej, kiedy to "raz w tygodniu" wydłuża się do "raz na dwa tygodnie/na trzy tygodnie".
Mieliśmy taką sytuację w tamtym roku akademickim. Ponowne przyzwyczajanie się do rzadszych spotkań było okropne. Szczególnie, że nawet jeżeli doszło do spotkania, spędzaliśmy czas na jego uczelni bądź mojej i było to niekiedy kilka godzin w miesiącu.
Jeśli się kocha, wszystko się przetrwa. Nawet wielogodzinne kłótnie o pierdoły, które wywołuje tęsknota.
P.S. myślę, że nie starczy mi odwagi, by się znowu klimatyzować na innym blogu. Na Onecie jestem jednak od lipca 2006 roku. To już jest kawałek historii.
To na pewno. Jednak szczęście nie wywołuje we mnie takiej weny, jak tęsknota.
OdpowiedzUsuńDlatego doceniam to uczucie szczególnie. :)
Bo wszystkie dzieła rodzą się w bólu i cierpieniu ;]
OdpowiedzUsuńMoje na pewno. Choć jak tylko poznałam Adriana - pisałam pod wpływem szczęścia. Ale z drugiej strony, tęskniłam za nim i każde słowo przybliżało mnie do niego. :) To miłe wspomnienia. Rozmarzyłam się.
OdpowiedzUsuńTak romantycznie :)
OdpowiedzUsuńOj, tak.
OdpowiedzUsuńA jak się robi romantycznie i słucha się odpowiedniej piosenki, to słowa kryją się w opuszkach palców. I dopóki się ich nie spisze, nie opuszczą. Mrowienie jest dokuczliwe.
Polecam gorąco "another love".
Już prawie zapomniałam o takim klimacie ;]
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam. To kategoria piosenek, które wrzucam do worka "inspirujące". I chyba na tej podstawie wybieram piosenki, które przechowuje w telefonie czy na komputerze - jeśli ściągają moją literacką część osobowości, daję im szansę. :)
OdpowiedzUsuńMnie teraz wzięło na słuchanie "Pana Tadeusza" ;D Też twórcze ;P
OdpowiedzUsuńNie lepiej przeczytać? :)
OdpowiedzUsuńNieee, lubię głos Olbrychskiego ;]
OdpowiedzUsuńWszystko jasne. :) Często słuchasz audiobooków? :)
OdpowiedzUsuńJeden pocałunek, jedno muśnięcie dłonią potrafi przywołać falę wspomnień, falę bardzo miłych i ciepłych wspomnień
OdpowiedzUsuńTylko czy jest się gotowym, by je przyjąć? Często wspomnienia rozbijają poukładany schemat dnia. Chce się powrócić do chwil poprzednich, a nie tkwić w tych, które są.
OdpowiedzUsuńniekiedy wystarczy wejrzeć głąb siebie - pomyśl czego chcesz naprawdę, jesli okaże się że jego - walcz, poczekaj , moze los sie odmieni , moze kilometry sie zmniejsza.. moze czestotliwosc spotkac sie zwiekszy
OdpowiedzUsuńTekst nie jest do końca o nas. :) Potrzeba wypisania się i powstało coś takiego. :)
OdpowiedzUsuńAle ja, a właściwie my, wiem czego chcę i walczymy o to każdego dnia. Intensywniej lub spokojniej, ale jednak.
niezmiernie mnie to cieszy :) uwielbiam zakochanych ludzi :)
OdpowiedzUsuńOdkrywam pierwsze cechy, które nas łączą. :P
OdpowiedzUsuńa może lepiej ten żal oswoić? nie mogę ciągle uciekać.
OdpowiedzUsuńJeżeli znasz na to sposób, to tak. Powinnaś.
OdpowiedzUsuńI to niebanalne uczucie, gdy wiemy, że zawsze jest ktoś, kto będzie akceptował Nas bez względu na wszelkie niedoskonałości.
OdpowiedzUsuńCo się dzieje z Onetem? Ja żadnych usterek nie zauważyłam, o dziwo. :) Jedynie co to komentarze są dopiero po jakimś czasie.
Głównie chodzi o ustawienia, choć i te zaczynam jakoś powoli ogarniać. Brakuje mi starego, dawnego Onetu, kiedy wszystko było jasne. Tu zielonego pojęcia nie mam, jak zmienić czcionkę podczas jej zmiany w ustawieniach.
OdpowiedzUsuńI to może w końcu ogarnę. :D
Czy Twój partner też ma problem z akceptacją Waszych częstych rozłąk?
OdpowiedzUsuńA to norma u każdego. :) Też nie mogłam ogarnąć nic, po zmianie ustawień. Przywykniesz. ;)
Czuję się jak na psychoanalizie. :) Głupie skojarzenie, przepraszam.
OdpowiedzUsuńTak, dla mnie i dla niego jest to męczące, ale jesteśmy w tym razem, więc jest być może łatwiej.
Mam nadzieję. :)
Nie jesteś pierwszą blogerką, która tak określa korespondencję ze mną. Zadaje dużo pytań. Wiesz dlaczego? Bo dla mnie każda Wasza notka jest wyjątkowa. Zawsze pragnę utożsamić się z problemem drugiego człowieka. Stąd pamiętam Wasze pamiętniki, Wasze ostatnie rozterki, radości. Wiesz... Ta cecha to chyba zboczenie zawodowe, nabyte podczas studiowania.
OdpowiedzUsuńA co studiowałaś?
OdpowiedzUsuńChyba nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że ktoś tak o nas dba czy też pamięta. Szczególnie jeżeli nie jest to osoba, z którą się widujemy i mamy w swoim życiu prawdziwym.
Pedagogikę o specjalności opiekuńczo- resocjalizacyjnej.
OdpowiedzUsuńWidzisz, ludzie się różni. ;)
Na szczęście. :)
OdpowiedzUsuńPolecałabyś ten kierunek?
Sama studiuję pedagogikę przedszkolną z terapią pedagogiczną i mam wrażenie, że minęłam się z powołaniem. Został mi na szczęście tylko rok.
Dużo widzimy i czujemy, dlatego często jest nam trudniej. Czasami myślę, że wręcz za dużo...
OdpowiedzUsuńW prostocie tkwi siła oraz szczerość :)
Życie wszystko weryfikuje i daje lekcje. Bolesne, ale cenne.
Byłoby nudno, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami.
OdpowiedzUsuńPolecam. Kierunek jest ciekawy, bogaty w wiele teorii, którą można spożytkować w praktyce. Wiele nauczyłam się przez te lata studiów. Najcenniejszym jednak skarbem w całej tej edukacyjnej "przygodzie" jest to, że uwrażliwiłam się na krzywdę ludzką i zrozumiałam, że każdy człowiek jest inny. Że do każdego problemu potrzeba podejść indywidualnie. Nie oceniać człowieka, a zrozumieć problem z jego punktu widzenia, nigdy nie ze swojego.
Ale doceniamy więcej, tak myślę. I to też jest ważne.
OdpowiedzUsuń"Nie oceniać człowieka, a zrozumieć problem z jego punktu widzenia, nigdy nie ze swojego." To lekcja, która przydałaby się każdemu. I mi. Oj, tak. Mam czasem z tym problem w rozmowach z Adrianem.
OdpowiedzUsuńŻałuję, że teraz nie mogę stanąć przed wyborem studiów. Przydałyby mi się te doświadczenia i rozmowy kilka lat temu...
Dobrze, że to zauważyłaś, każdy medal ma dwie strony.
OdpowiedzUsuńStara prawda, a ciągle aktualna :)
OdpowiedzUsuńTo chyba pewnego rodzaju sztuka, którą mam nadzieję, że uda Ci się opanować. Spotkałam w swojej karierze- krótkiej zresztą, różnych ludzi. I to dzięki nim wypracowałam sobie pewne cechy.
OdpowiedzUsuńNic straconego. Dalej możesz przecież podążać w swoje marzenia.
Uwielbiam przysłowia, a nasz język jest w nie przebogaty :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz się spotykam z osobą, która lubi przysłowia, naprawdę. :)
OdpowiedzUsuńBędę musiała kształcić się dalej w tym kierunku, choć czasem brak mi cierpliwości do innych.
OdpowiedzUsuńTeraz pytanie z serii "okiełznać blog", jak to robisz, że jesteś w stanie odpowiedzieć na komentarz, mimo że nie ma opcji "odpowiedz"? :) Przerasta to moje możliwości. :)
Myślę, że jeśli oda Ci się pracować w zawodzie, czasami nabierzesz dystansu do ludzi.
OdpowiedzUsuńHmm... Zależy czy mowa o Twoim blogu czy moim. Jeśli sprawa ma się do Twojego pamiętniczka to służy do tego najbliższa opcja 'odpowiedz' nad ostatnimi komentarzami. Kurde, nie wiem czy dobrze zrozumiałam Twoje pytanie.
Tak swoją drogą- uwielbiam zdjęcie w Twoim nagłówku. :) Ilekroć jestem na Twoim blogu, zawsze ta fotografia wywołuje we mnie dużo emocji.
OdpowiedzUsuńWłaśnie w moim zawodzie to ja mogę co najwyżej dystansu do dzieci złapać :)
OdpowiedzUsuńMojego, mojego. Jednak nad wpisem, nie pod? Ciekawe :)
Też je uwielbiam. Ale właśnie jestem na etapie poszukiwania czegoś innego, potrzebuję zmian. Choć ciężko sprostać temu, które jest obecnie w nagłówku.
OdpowiedzUsuńA znalazłam je całe wieki temu! :)
To podyplomowe studia robić o po kłopocie. :P
OdpowiedzUsuńTak, nad. I tego co gorsza, zmienić nie można.
Miałam nadzieję, że powiesz, że do "kawałek" Was. ;)
Podyplomowe będą związane z biblioteką i moim głównym marzeniem. :)
OdpowiedzUsuńChciałabym powiedzieć, że to kawałek nas, ale niestety :) Albo stety :)
Czym chciałabyś zająć się w przyszłości?
OdpowiedzUsuńMarzy mi się praca w bibliotece. A jeszcze bardziej chciałabym swoją przyszłość powiązać z własną twórczością literacką.
OdpowiedzUsuńA jakie są Twoje plany? Marzenia?
Ambitne. I piękne.
OdpowiedzUsuńWojsko. ;)
Pewnie dlatego, że interesuję się językiem jako takim, mogłabym być lingwistką przy odrobinie starań. Socjologia jednak zwyciężyła, jako kierunek studiów, bo zjawiska społeczne wręcz mnie pasjonują.
OdpowiedzUsuńPotrafię nawet i codziennie ;D
OdpowiedzUsuńTo jest dopiero ambitne. :)
OdpowiedzUsuńA jako kogo widzisz siebie w wojsku?
I jakie wiążesz z socjologią plany? Czy też już jak wpłynęła na Twoje życie - te osobiste i związane z pracą?
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że po socjologii ciężko znaleźć pracę, w której się ten kierunek przyda.
Mam tylko wrażenie, bo nigdy się tym nie interesowałam. :)
I audiobooki zastępują książki? ;>
OdpowiedzUsuńnie znam; szukam :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle zachwycająco Kochana! :) Zazdroszczę talentu... A co do Onetu, znam ten ból... :* I nie radzę odchodzić, radzę tylko "przejść" - na inną platformę...
OdpowiedzUsuńOsobiście polecam Wordpressa :)
Trzymaj się tam!
Nie zamierzam pracować w zawodzie - chciałabym być dziennikarką albo w jakiś sposób zająć się pisaniem. Socjologia to niezła podbudowa pod każdą profesję humanistyczną, że tak powiem.
OdpowiedzUsuńJeśli będzie trzeba, zacznę drugi kierunek: coś z wiedzą o media, PR itp. Czas pokaże.
Prawdziwej książki nic nie zastąpi ;]
OdpowiedzUsuńObyś znalazła jak najszybciej, zasługujesz na to.
OdpowiedzUsuńTo talent połączony z pracą (Swoją drogą chyba pierwszy raz swoją pisaninę nazwałam oficjalnie talentem :)) - niekiedy ciężko i nie dającą satysfakcji. Ale z pisania nigdy nie zrezygnuję. Napędzają mnie słowa, które ostatnio mnie odnalazły "Pisarz grzebie przeszłość we własnych słowach".
OdpowiedzUsuńZostanę pewnie tutaj, nie lubię zmian. :) A do Onetu zaczynam się przyzwyczajać. W gąszczu niewiedzy zaczyna słońce prześwitywać. :P
P.S byłam pewna, że o mnie zapomniałeś. :(
Czyli jesteś ambitna :)
OdpowiedzUsuńNa swoich studiach z socjologią spotkałam się w dwóch wydaniach, jakże skrajnych. Miałam socjologię ogólną, którą prowadzący skopiował z książki (nie pamiętam czyjej) - slajdy to było słowo w słowo Autora, pod którymi dzielnie nasz szanowny pan dr się podpisywał, ale to mniej ważne. I pomimo swojej urody (a był przystojny), nie potrafił przekazać wiedzy (zapożyczonej) tak, by mnie zachęcić.
Drugie spotkanie z socjologią miałam na II roku, czyli niedawno. Dotyczyła konkretnie socjologii edukacji i wpadłam jak śliwka w kompot. :) Do tego prowadzący mający około 60-70 lat (z tą 70 pewnie przeginam), który mnie zachwycił swoją wiedzą i sposobem prowadzenia wykładów. Uwielbiam opowieści o tym, co chce się nam przekazać. Uwielbiam robić notatki. I im wdzięczniej opowiada wykładowca, tym jestem bardziej w nim zakochana. Slajdów w ogóle mogłoby dla mnie nie być. Chyba że porządkujące treści.
I to spotkanie z socjologią gdzieś tam mnie urzekło. :)
Wstęp niesamowicie długi, ale taka już jestem. :) Po drodze kuszą mnie poboczne opowiastki.
No! Takiej odpowiedzi się spodziewałam :D
OdpowiedzUsuńZapomniałem? Jakżebym mógł?
OdpowiedzUsuńMoże nie zawsze się wpisuje, ale zawsze Cię czytam.
A jeżeli odwiedzam Cię rzadziej ostatnio, to tylko dlatego, że życie mnie przytłacza.
Ja o przyjaciołach nie zapominam - jeśli już to raczej na odwrót :(
Ściskam Cię serdecznie!!
Złe słowo z mojej strony, przepraszam.
OdpowiedzUsuńAle brakowało mi Twojej tutaj obecności.
Grunt, że jesteś, o. :)
Miałam bardzo podobne doświadczenia, jeśli chodzi o wykładowców, nawet porównanie podejścia do tego samego przedmiotu. Niebo i ziemia, więc doskonale Cię rozumiem :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Szkoda, że czasem podejście wykładowców zmienia nasz ogląd dotyczący danej nauki.
OdpowiedzUsuńI chyba nawet nie zdają sobie z tego spawy. Odrabiają pańszczyznę, nic poza tym ich nie obchodzi.
OdpowiedzUsuńMoże tylko tyle, by studenci byli jak najmniej wymagający :)
OdpowiedzUsuńO to na ich szczęście nietrudno :P
OdpowiedzUsuńNiekoniecznie :) Mam w grupie studentkę, która jako jedyna chyba potrafi się przeciwstawić naszemu "Guru" uczelnianemu. :) Z marnym skutkiem, ale do odważnych świat należy! :D
OdpowiedzUsuńSzacunek dla niej w takim razie, wielki :) Ja często mam przemożną ochotę na to, ale brak mi siły przebicia i... odwagi.
OdpowiedzUsuńChętnie bym przekazała, ale jest typem człowieka, za którym nie przepadam. :)
OdpowiedzUsuńOsoba z gatunku: z wielkiej wsi weszłam w butach do wielkiego miasta i pokażę wam, na ile mnie stać!
Mogłabym czytać Twój post i czytać. Pięknie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie takich więcej. :) I zostaniesz na dłużej. :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że bardzo ładnie piszesz. :)
OdpowiedzUsuńA co do odległości. My z mężem poznaliśmy się trochę na odległość (300km), przetrwaliśmy tak 5 lat, zanim się pobraliśmy. :) Teraz już jesteśmy blisko i razem. :)
Dziękuję. :) jak już pisałam wyżej, a może wcześniej - tęsknota najlepszą inspiracją. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wpisy osób, które również były ze sobą na odległość przed ślubem. To dodaje siły. :)
"rój wspomnień atakujących umysł. "
OdpowiedzUsuńwłaśnie... a te wspomnienia bolą..
i to w nocy jak człowiek sam jeszcze bardziej..
Kilometry, tęsknoty. Trzeba nauczyć się czekać i doczekiwać. To trudne.
OdpowiedzUsuńPewnie, ostatnio mam niestety zbyt mało wolnego czasu, który zabierają mi studia, ale co jakiś czas będę coś pisać u siebie i komentować :)
OdpowiedzUsuńDla mnie to jedna z najtrudniejszych sztuk do opanowania, z jakimi musiałam się zmierzyć.
OdpowiedzUsuńWspomnienia chyba właśnie tak są zaprogramowane. Nie biorą pod uwagę nas, wspominających, torując sobie drogę do naszego umysłu i serca mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńRozumiem doskonale. Niestety we mnie studia uśpiły chęć do pisania i zniknęłam na jakiś czas.
OdpowiedzUsuńAle wracam pełna sił, motywacji i z nadzieją na nowe pomysły :)
Ja nie podołałam takiej próbie, ale wiem, że trzeba bardzo kochać, żeby móc.
OdpowiedzUsuńI równie mocno wierzyć. Sama miłość nie wystarcza.
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuńwróciłaś na stałe? :)
Rozumiem Cię doskonale. Piękne jest to, że są jeszcze takie związki, jak Wasze, w których uczucie przewyższa problemy :)
OdpowiedzUsuńFotografie... Ale raczej te wywołane na papierze niż te na dysku laptopa. W plikach na dysku są przydatniejsze, ale jednak te papierowe bardziej przywołują wspomnienia.
OdpowiedzUsuń/Spędziłam na Onecie parę lat, ale w końcu nie dałam rady wytrzymać kolejnych awarii i przeniosłam się na blogspota. W ogóle nie żałuję i nie tęsknię...
To znaczy? :)
OdpowiedzUsuńjednorazowy wpis i wypełnienie wolnego czasu czy mogę się spodziewać Twojej częstszej obecności niż w ostatnich miesiącach? :))
OdpowiedzUsuńBo taka prawda ;P
OdpowiedzUsuńMam w zapasie kilka wpisów, więc trochę tu pobędę. :)
OdpowiedzUsuńBrakowało mi pisania. A co za tym idzie - blogowania. :)
Nie dla każdego do przyjęcia :P
OdpowiedzUsuńTe wywołane mogłabym oglądać godzinami. Dlatego zawsze, kiedy nachodzi mnie ochota na wspominanie uwiecznionych chwil, zastanawiam się, czy na pewno mam czas. :)
OdpowiedzUsuńCzasem bywa ciężko, bo uczucie za bardzo daje się we znaki :) szczególnie te o negatywnym zabarwieniu :P
OdpowiedzUsuń