Panie X., przez Pana moje serca oszalało.
Nie wierzę w ideały, nie wierzę w doskonałe istoty, które czarują swym blaskiem zewnętrznym i wewnętrznym. Nie wierzę w osobę, której głos mnie zaczaruje, oddech sprawi, że moje serce zacznie tak szaleńczo bić i kierować się ku niemu.
nie. nie. nie. !
Ale znów zostałam poddana prawie idealnej sytuacji i prawie idealnemu spojrzeniu, które utkwiło w mojej głowie, zostało zapisane na karcie pamięci trwałej. Jednym słowem: wpadłam jak wiśnia w kompot.
Dokładnie miesiąc temu, 9 kwietnia, zostałam zmuszona do zajęcia miejsca w bocznej nawie, przy chłopaku o kruczoczarnych włosach, który nie wyróżniał się absolutnie niczym! Ale to, co wyprawiał ze swoimi oczami, sprawiło, że nawet teraz widzę te jego niebieskie ślepia i zastanawiam się, gdzie on się do cholery podziewa? Zaczarował mnie. Tak, właśnie tak. Zaczarował mnie swoim spojrzeniem i owinął niemalże wokół palca. Być może nieświadomie? Być może celowo? Prawdopodobnie jest jednym z tych, przed którymi naiwne serca powinny uciekać w najodleglejsze krańce świata. A moje serce do takich właśnie należy, co wiadomo przecież nie od dziś.
Wydaje mi się, że wyskoczyły mi na twarz rumieńce. Może ktoś mi powie, jak się z nimi walczy?
Ale wracając do tematu...
... to był Wielki Czwartek. A ja lubię te 3 dni przed Wielkanocą i chciałam się skupić całkowicie na tym, co dzieje się przy/na ołtarzu. Ale jak niektórzy się domyślili, ze mszy świętej zapamiętałam tylko jeden, prawie nieistotny szczególik: Pana X. z grzywką ułożoną tak, jak uwielbiam najbardziej.
Jak na mój gust był aż nadto miły, zbyt kulturalny.
Przez całą godzinę zegarową byłam poddana niezliczonej ilości prostych gestów, które tak bardzo mnie peszyły. A gdyby tego było mało, moja mała De. obserwowała czujnie tego oto Pana X. i informowała mnie na bieżąco, co właśnie wyrabia. Kiedy był zbyt blisko, by wykrzyczeć szeptem jedno z wrażeń, zezowała w moją stronę, powodując wyskoczenie rumieńca na twarz, który zawsze mnie zdradza i pojawia się w najmniej odpowiednim momencie. Ale doszłam do wniosku, że jestem wytrwałą i twardą dziewczynką, i nie dam się sprowokować. Przycisnęłam moje serce do muru, owinęłam wokół niego gruby sznur i zakazałam bić mocniej, niż powinno. Na nic się zdały moje dzielne próby ratowania sytuacji.
Pan X. po prostu robił sobie ze mnie żarty, świdrując mnie wzrokiem.
Śpiewał tuż przy moim uchu moje ulubione pieśni, prowokując mój organizm do stroszenia włosów na rękach i wytwarzania dreszczy, które wyczuwałam na każdym milimetrze ciała.
Niemalże czułam jego oddech na szyi, którą chroniła szatynowa kotara włosów.
Obserwował czujnie ruch moich palców, gdy próbowałam odgarnąć dłuższe kosmyki włosów i skutecznie oddzielić je od grzywki. Ale pod jego spojrzeniem palce niewidocznie zaczynały mi drżeć i niesforne kosmyki nadal wchodziły do oczu.
Według małej De. jego palce, na które zerkałam co chwilę, zbliżały się niebezpiecznie w stronę mojego kolana. Aż dziwne, że nie byłam w stanie tego dostrzec.
Gdy było trzeba klęknąć, czekał aż zrobię to pierwsza.
W najważniejszym momencie mszy, kiedy moje brązowe spojrzenie utkwione było w Eucharystię, On schylił głowę. Wydawało mi się, że da mi odpocząć, ale nie! Po chwili uniósł głowę i bez najmniejszego mrugnięcia patrzył się w moją stronę. Prawie czułam ciepło płynące z jego ciała. Nie mam pojęcia, jak mała odległość nas dzieliła, ponieważ bałam się ruszać głową. A kiedy wreszcie zdecydowałam się na ten ruch, zajrzałam ponad jego ramię i próbowałam wyszukać choćby jedno nie-natrętne spojrzenie. Reszta wiernych była skupiona na tym, na czym skupiona być powinna. Nikt nie zauważył sceny, w której brałam udział. Odwrócić się było łatwo, gorzej z powrotem. Starałam się szybko musnąć jego twarz i zapomnieć o tym, że klęczy obok. Ale jego spojrzenie, na które natrafiłam - zatrzymało czas. Czułam jak moje serce szamocze się w piersi. Ta chwila była piękna. Naprawdę piękna. I nawet teraz, czuję jak moje serce ściska wzruszenie.
Gdy było trzeba usiąść, czekał aż zrobię to pierwsza, dopiero potem zajmował miejsce obok.
Idąc do Komunii, szłam boczną nawą, On zaś przez środek kościoła. Szukałam go wzrokiem, a gdy mi się wreszcie udało, odetchnęłam z ulgą, nie powstrzymując nawet niespokojnego serca.
Wydawać, by się mogło, że moje przedstawienie się skończyło, ale nie - na sam koniec zrobił coś, czym całkowicie mnie zauroczył. Gdy byłam gotowa do opuszczania kościoła, stałam ciągle w swoim miejscu i wzrokiem wyglądałam mamę i siostrę. On stał wiernie obok, choć nie wiem, jaki miał w tym cel? Zachłannie próbowałam odwrócić wzrok. I gdy wreszcie reszta mojej rodziny dołączyła, odchylił się lekko, przepuścił mnie i dopiero potem sam ruszył za mną. Zagadka została rozwiązana. Przy drzwiach się rozstaliśmy. Wystrzelił jak z procy w stronę parkingu i pozwolił, by półmrok go otulił, tym samym znikając mi z oczu.
Widziałam go jeszcze w Wielką Sobotę.
Szukałam go przez cały czas, stojąc przed kościołem. A kiedy się skupiłam na obserwowaniu księdza i tego, co mówi i robi, słyszałam w głowie słowa małej De.: Nie szukaj go.
Moje wielkie szczęście, że odwróciłam się w ostatniej chwili przed wciśnięciem się do kościoła. Znalazłam go. Znalazłam. Znalazłam. I jego spojrzenie znowu było takie tajemnicze, takie moje-nie moje. I spędziliśmy "prawie razem" kolejny wieczór. Choć podejrzewam, że tym razem to tylko ja zwróciłam na to uwagę.
I po którejś niedzieli z rzędu przyzwyczaiłam się, że go nie ma. Naprawdę. Ale zburzył mój spokój, wchodząc do kościoła w dniu bierzmowania Huberta i zajmując miejsce w ławce zaledwie kilka metrów dalej. Tak, właśnie tak. Zajął miejsce świadka i wiem, komu świadkował. I w chwili bierzmowania, byłam skazana na jego widok. Gdy on nie patrzył, ja zerkałam. A kiedy on patrzył w tym samym momencie, co ja - serce mi stawało i chyba płonęłam dorodną czerwienią...
I tak chyba zakończyła się moja wspaniała historia z Panem X. Z Panem Idealnie Nieidealnym. Z Panem Tajemnicą. Z Panem Łamaczem Serc.
Ach!
I chyba wszystkie kruczoczarne włosy będą przypominały o Nim.
___
Wybaczcie za słowotok.
nie. nie. nie. !
Ale znów zostałam poddana prawie idealnej sytuacji i prawie idealnemu spojrzeniu, które utkwiło w mojej głowie, zostało zapisane na karcie pamięci trwałej. Jednym słowem: wpadłam jak wiśnia w kompot.
Dokładnie miesiąc temu, 9 kwietnia, zostałam zmuszona do zajęcia miejsca w bocznej nawie, przy chłopaku o kruczoczarnych włosach, który nie wyróżniał się absolutnie niczym! Ale to, co wyprawiał ze swoimi oczami, sprawiło, że nawet teraz widzę te jego niebieskie ślepia i zastanawiam się, gdzie on się do cholery podziewa? Zaczarował mnie. Tak, właśnie tak. Zaczarował mnie swoim spojrzeniem i owinął niemalże wokół palca. Być może nieświadomie? Być może celowo? Prawdopodobnie jest jednym z tych, przed którymi naiwne serca powinny uciekać w najodleglejsze krańce świata. A moje serce do takich właśnie należy, co wiadomo przecież nie od dziś.
Wydaje mi się, że wyskoczyły mi na twarz rumieńce. Może ktoś mi powie, jak się z nimi walczy?
Ale wracając do tematu...
... to był Wielki Czwartek. A ja lubię te 3 dni przed Wielkanocą i chciałam się skupić całkowicie na tym, co dzieje się przy/na ołtarzu. Ale jak niektórzy się domyślili, ze mszy świętej zapamiętałam tylko jeden, prawie nieistotny szczególik: Pana X. z grzywką ułożoną tak, jak uwielbiam najbardziej.
Jak na mój gust był aż nadto miły, zbyt kulturalny.
Przez całą godzinę zegarową byłam poddana niezliczonej ilości prostych gestów, które tak bardzo mnie peszyły. A gdyby tego było mało, moja mała De. obserwowała czujnie tego oto Pana X. i informowała mnie na bieżąco, co właśnie wyrabia. Kiedy był zbyt blisko, by wykrzyczeć szeptem jedno z wrażeń, zezowała w moją stronę, powodując wyskoczenie rumieńca na twarz, który zawsze mnie zdradza i pojawia się w najmniej odpowiednim momencie. Ale doszłam do wniosku, że jestem wytrwałą i twardą dziewczynką, i nie dam się sprowokować. Przycisnęłam moje serce do muru, owinęłam wokół niego gruby sznur i zakazałam bić mocniej, niż powinno. Na nic się zdały moje dzielne próby ratowania sytuacji.
Pan X. po prostu robił sobie ze mnie żarty, świdrując mnie wzrokiem.
Śpiewał tuż przy moim uchu moje ulubione pieśni, prowokując mój organizm do stroszenia włosów na rękach i wytwarzania dreszczy, które wyczuwałam na każdym milimetrze ciała.
Niemalże czułam jego oddech na szyi, którą chroniła szatynowa kotara włosów.
Obserwował czujnie ruch moich palców, gdy próbowałam odgarnąć dłuższe kosmyki włosów i skutecznie oddzielić je od grzywki. Ale pod jego spojrzeniem palce niewidocznie zaczynały mi drżeć i niesforne kosmyki nadal wchodziły do oczu.
Według małej De. jego palce, na które zerkałam co chwilę, zbliżały się niebezpiecznie w stronę mojego kolana. Aż dziwne, że nie byłam w stanie tego dostrzec.
Gdy było trzeba klęknąć, czekał aż zrobię to pierwsza.
W najważniejszym momencie mszy, kiedy moje brązowe spojrzenie utkwione było w Eucharystię, On schylił głowę. Wydawało mi się, że da mi odpocząć, ale nie! Po chwili uniósł głowę i bez najmniejszego mrugnięcia patrzył się w moją stronę. Prawie czułam ciepło płynące z jego ciała. Nie mam pojęcia, jak mała odległość nas dzieliła, ponieważ bałam się ruszać głową. A kiedy wreszcie zdecydowałam się na ten ruch, zajrzałam ponad jego ramię i próbowałam wyszukać choćby jedno nie-natrętne spojrzenie. Reszta wiernych była skupiona na tym, na czym skupiona być powinna. Nikt nie zauważył sceny, w której brałam udział. Odwrócić się było łatwo, gorzej z powrotem. Starałam się szybko musnąć jego twarz i zapomnieć o tym, że klęczy obok. Ale jego spojrzenie, na które natrafiłam - zatrzymało czas. Czułam jak moje serce szamocze się w piersi. Ta chwila była piękna. Naprawdę piękna. I nawet teraz, czuję jak moje serce ściska wzruszenie.
Gdy było trzeba usiąść, czekał aż zrobię to pierwsza, dopiero potem zajmował miejsce obok.
Idąc do Komunii, szłam boczną nawą, On zaś przez środek kościoła. Szukałam go wzrokiem, a gdy mi się wreszcie udało, odetchnęłam z ulgą, nie powstrzymując nawet niespokojnego serca.
Wydawać, by się mogło, że moje przedstawienie się skończyło, ale nie - na sam koniec zrobił coś, czym całkowicie mnie zauroczył. Gdy byłam gotowa do opuszczania kościoła, stałam ciągle w swoim miejscu i wzrokiem wyglądałam mamę i siostrę. On stał wiernie obok, choć nie wiem, jaki miał w tym cel? Zachłannie próbowałam odwrócić wzrok. I gdy wreszcie reszta mojej rodziny dołączyła, odchylił się lekko, przepuścił mnie i dopiero potem sam ruszył za mną. Zagadka została rozwiązana. Przy drzwiach się rozstaliśmy. Wystrzelił jak z procy w stronę parkingu i pozwolił, by półmrok go otulił, tym samym znikając mi z oczu.
Widziałam go jeszcze w Wielką Sobotę.
Szukałam go przez cały czas, stojąc przed kościołem. A kiedy się skupiłam na obserwowaniu księdza i tego, co mówi i robi, słyszałam w głowie słowa małej De.: Nie szukaj go.
Moje wielkie szczęście, że odwróciłam się w ostatniej chwili przed wciśnięciem się do kościoła. Znalazłam go. Znalazłam. Znalazłam. I jego spojrzenie znowu było takie tajemnicze, takie moje-nie moje. I spędziliśmy "prawie razem" kolejny wieczór. Choć podejrzewam, że tym razem to tylko ja zwróciłam na to uwagę.
I po którejś niedzieli z rzędu przyzwyczaiłam się, że go nie ma. Naprawdę. Ale zburzył mój spokój, wchodząc do kościoła w dniu bierzmowania Huberta i zajmując miejsce w ławce zaledwie kilka metrów dalej. Tak, właśnie tak. Zajął miejsce świadka i wiem, komu świadkował. I w chwili bierzmowania, byłam skazana na jego widok. Gdy on nie patrzył, ja zerkałam. A kiedy on patrzył w tym samym momencie, co ja - serce mi stawało i chyba płonęłam dorodną czerwienią...
I tak chyba zakończyła się moja wspaniała historia z Panem X. Z Panem Idealnie Nieidealnym. Z Panem Tajemnicą. Z Panem Łamaczem Serc.
Ach!
I chyba wszystkie kruczoczarne włosy będą przypominały o Nim.
___
Wybaczcie za słowotok.
Wiele bym dała, by choć przez chwilę poczuć się tak wspaniale :))Ah, zazdroszczę :D
OdpowiedzUsuńNie lubie takich sytuacji. To czysta zagadka. Czy warto szukac miejsca w sercu dla Pana Z czy nie? Czy poprostu chłopak se ino tak igra? Róznie to bywa.[moment-of-inspiration]
OdpowiedzUsuńchyba najlepsza Twoja notka jaką czytałam. jak skonczyłam az mnie głowa zabolała od nabuzowania.a w ogole to w kosciele sie modli, a nie... wyczekuje kruczoczarnych przystojniaków ;). chociaz powiem Ci, ze kiedys takie cos tez przezywalam... tyle, ze moj "kruczoczarny przystojniak" mnie sie nie podobał, był wręcz średni a potem nie wiem skąd zdobył mój numer telefonu.moze tez jakos sprobujesz zdobyc telefon do swojego ;) hehenaprawde swietna notka. najlepsza ze wszystkich
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia. Niby tak zwyczajna, a jednak tak ... wciągająca. Pełna uczucia. Tak to czasem jest, że wystarczy drobne spojrzenie, ciche westchnienie rozumu, a serce już mocniej zaczyna bić. Być może ta druga osoba nigdy nie dowie się jak dobrze się ją wspomina i jak wiele zajęła miejsca w życiu naszym ...[odlamki-wspomnien]
OdpowiedzUsuńGenialne. Pięknie ubierasz w słowa to, co siedzi Ci w głowie. I muszę Ci powiedzieć, że chyba uzależniłam się od Twojego bloga ;] .
OdpowiedzUsuńMasz talent, ja bym taką samą historię zapisał zapewne w 10 zdaniach, a ty potrafisz wyciągnąć z tego to co najpiękniejsze.Myślę nad tym tekstem i wiele mi przychodzi do głowy. Może to miłość? Jeśli wierzyć w to, że jest od pierwszego wejrzenia, to pewnie bym się z tym zgodził. Ja nie wierzę w miłość od pierwszego spojrzenia. Może lepiej, że to koniec, bo prawdziwe spotkanie, wg mnie, doprowadzloby do rozczarownia.To moje skromne zdanie tylko.
OdpowiedzUsuńchwila sama w sobie jest cudowna, ale potem trudno się zapomina... ;P
OdpowiedzUsuńPan X! :P zazwyczaj takie sytuacje są jednorazowe. Tylko serce tego nie rozumie...
OdpowiedzUsuńa ten komentarz... chyba też jest numerem jeden ;D uśmiałam się, kiedy go czytałam :P a oczy prawie wyszły na spacer ;-) w mojej sytuacji trudno zdobyć jego numer, chyba że kiedyś go spotkam i sama go o to poproszę :Podczepił się już Twój Amator?;]
OdpowiedzUsuńporuszyłaś temat, który od zawsze mnie interesuje. Mianowicie: ta niewiedza drugiej osoby, którą tak czule wspominamy a czasem nawet piszemy o niej :)Być może czasem trudno w to uwierzyć, ale takie samo wrażenie my też robimy na innych. ;-)
OdpowiedzUsuńjest mi niezmiernie miło, mimo że tyle walczy się ze wszelkimi nałogami ;-)
OdpowiedzUsuńTakich rzeczy się nie zapomina ;]]a nie wiesz, czy mieszka gdzieś w pobliżu?
OdpowiedzUsuńkiedyś też opisałabym tą samą historię w 10 zdaniach :-] ostatnio wybrałam się na spacer po ścieżkach moich słów i doszłam do wniosku, że notki są rozbudowane, nie piszę urywanych zdań. To chyba przychodzi z czasem. Im więcej się pisze, tym więcej chce się przekazać. I wiesz, ja też myślę, że takie spotkania "jednorazowe" podczas których nie padają żadne słowa a jedynie działają zmysły - są cudownie magiczne.I nie, nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia.Gdybym miała osiem czy jedenaście lat, pewnie bym Pana X. wpisała na listę moich wielkich miłości, ale ten okres mam już za sobą na szczęście. :)
OdpowiedzUsuńnie zapomina... to fakt :) ale z czasem myśli się mniej.Nie mam pojęcia. Pierwszy raz widziałam go w Wielki Czwartek, a ostatni w dniu Huberta bierzmowania. I za każdym razem umykał mi gdzieś i nie wiem, w którą stronę szedł... Ale może to i lepiej?
OdpowiedzUsuńjaaa.. ;) to musiało być świetne przeżycie, a jak to opisałaś czytałam i wyobrażałam sobie tą cała historie..
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa, jak widziały to oczy Twej wyobraźni.... :)
OdpowiedzUsuńNo ładnie, pan chodząca tajemnica.Znajdziesz go jeszcze kiedyś. :)Ciekawie piszesz.. bardzo.. Pozdrawiam i zapraszam do mnie.www.my-edge-of-the-earth.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńnawet jeśli spotkamy się jeszcze raz, podarujemy sobie tylko krótkie spojrzenia, które potem zatrą się w biegu dni...ale chciałabym. chciałabym bardzo :)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się.. to było takie. Inne, ciekawe, wciągające.. Magiczne.. Piękne. ;)Zagadaj do niego.!! :D xD
OdpowiedzUsuńjestem zbyt... nieśmiała. ;) i w kościele to tak nie wypada. ;PZawsze mogę podać mu rękę, gdy będzie stał bliziutko. Ale to się raczej nie zdarzy.
OdpowiedzUsuńNo, chyba że. Ja do kościoła nie chodzę więc.. no. ;))A wtedy mu ręki nie podałaś.. no tak. nieśmiała. ;]Wpadłaś na bloga mojego.? =]
OdpowiedzUsuńOdpowiedzi też masz rozbudowane :) no cóż, to chyba dobrze, że nie wierzysz, dzieciństwo to okres pięknych marzeń, ale trzeba dorastać. Z czasem mam nadzieję, że też tak będę pisał.Dawno nie miałem takich chwil, więc nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńnie podałam :P uznałam, że to mężczyzny taka sprawa należy. ;) wpadłam :P
OdpowiedzUsuńbo ja kocham pisać. ;) Dla Was, do Was, dla siebie, w pamiętniku, w Wordzie, na pustych kartkach... ach. Będziesz z pewnością, jeśli w to wierzysz i kochasz to robić. :-)
OdpowiedzUsuńTo dziękuję Ci bardzo za wpadnięcie. ;))Ogólnie, tak teraz przeglądam notki. Super blog.. Życzę Ci byś niedługo znów GO ujrzała.. Pozdr. [Feniks...]www.my-edge-of-the-earth.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńdziękuję. ;)i nie dziękuję, by nie zapeszyć. :P
OdpowiedzUsuńNie Ma Za Co. :)Właśnie dodałam nową notkę..Jak chcesz, możesz zajrzeć...Idę..Narazie..Muszę..odpocząć.Pa. ;3
OdpowiedzUsuńRozbeczałam się na amen, aż mi wstyd.Skąd wiadmomo, że przygoda się skończyła? Może tak naprawdę jeszcze na dobre się nie zaczeła?
OdpowiedzUsuńNo tak :) To takie bardzo ciekawe, wzbudza emocje :) Ktoś tylko się uśmiechnie i nigdy nie dowie się jak ciepło go wspominamy :)
OdpowiedzUsuńDobrej nocy ;*
OdpowiedzUsuńwłaściwie może się dowiedzieć, ale do teg trzeba odwagi i czasu :)
OdpowiedzUsuńŚliiimaczku ;* Nie wiem co powiedzieć, no ;]może i tak... ale raczej w to nie wierzę. :) co nie zmienia faktu, że gdyby tak się stało - umarłabym ze szczęścia :)
OdpowiedzUsuńMogłaś powiedzieć, że już to robię xD moje bardzo małe ego, by wzrosło ;P
OdpowiedzUsuńa co będę z tego miała? ;>
OdpowiedzUsuńSatysfakcje? A na co liczysz?
OdpowiedzUsuńOd razu na co liczę :P popraw mi humor ;-)
OdpowiedzUsuńJuż mi lepiej, jeśli chodzi o łzy :-)To może lepiej niech się nie stanie jesli masz zapłacić za to życiem :P
OdpowiedzUsuńemocje opadają po jakimś czasie.
OdpowiedzUsuńpopraw humor, no czuję się jak klaun teraz ;p Nie ma tak łatwo, ale proponuje hm, jakas dluga nocna rozmowe na gg jako nagrode
OdpowiedzUsuńdasz mi swój numer?:Dooolala :D zgadzam się ;-)
OdpowiedzUsuńI w całej rozmowie zapomniałaś na co się zgadzasz :), dam numer, jutro zapewne :)
OdpowiedzUsuńoczywiście, że nie zapomniałam ;)mogę Ci nawet przypomnieć. ;-]Twoje teksty są rozbudowane i mądre. :Ppoczekam cierpliwie :)
OdpowiedzUsuńCzekanie sprawia, że gorzknieje cała słodycz w nas, ale czasem warto czekać :), do jutra, bo już uciekam
OdpowiedzUsuńto jest jeden z moich najukochańszych cytatów. ;)ja też. póóóźno się zrobiło. ;)więc do jutra.
OdpowiedzUsuńOjj miał być X, a napisało mi sie Z ;P Czasem moje serce też takie coś przeżywa, ale ja sonbie nie biore tego do siebie. Tak zazwyczaj jest. ;]
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobrze, inaczej życie byłoby bardzo ciężkie...
OdpowiedzUsuńale co w nim bylo takiego smiesznego, ciagle tylko sie ze mnie smiejesz.... obraze sie i wyjde wreszcie :Pmhmmm... no to... sie go zapytaj kiedys tam ;) a moj to tak, juz dawno sie odczepil chociaz jeszcze czasami jak wracam z kosciola to odprowadza mnie i rozmawiamy... bleh
OdpowiedzUsuńposzukuj Go, poszuuukuj. [to-on]
OdpowiedzUsuńFaktycznie, później myśli się o tym coraz rzadziej, w końcu zapomina na jakiś czas dopóki coś lub ktoś nam o tym nie przypomni.Hm..a może ma jakiś powód, dlaczego umyka.
OdpowiedzUsuńNo cóż, mój też jeden z ulubionych :), długo tej piosenki nie słuchałem, bo taka długa była, a do niej trzeba też dorosnąć, jak do dużej częśći twórczośći Comy. Hm, ja też muszę stworzyć jakąś nową notkę. Dziś coś napiszę zapewne :)
OdpowiedzUsuńi wtedy to przypomnienie jest takie fajne ;)być może ma. nie chcę wnikać. ;P
OdpowiedzUsuń:-) faktycznie X tuż przy Z. Jedna bajka ;)
OdpowiedzUsuńpowiadom mnie koniecznie ;)pamiętasz jak ma być? dłuuugo i twórczo ;-) podobnie do notki o obrazie itp. piękna była. Coma to taki trudny orzech do zgryzienia wręcz.
OdpowiedzUsuńnie odchodź. ;) bez Ciebie będzie smutno. ;-]i nie śmieję się z Ciebie, tylko do Ciebie. eee, to z gatunku miłych jest?:D
OdpowiedzUsuńjak będzie trzeba, sam się znajdzie ;]
OdpowiedzUsuńTak musi być. Życie chce dla nas dobrze. :-)
OdpowiedzUsuńnie wiem co napisać...moge życzyć Ci tylko, żebyś go jeszcze czasem spotkała:)
OdpowiedzUsuńTak, ono chce dobrze i tylko czasami ludzie mu przeszkadzają w pracy.
OdpowiedzUsuńa potem zwalają na nie winę.
OdpowiedzUsuńdziękuję z całego serducha ;-)
OdpowiedzUsuńZawsze to łatwiej zwalić na kogoś, niż przyznać się do błędnego wyboru...
OdpowiedzUsuńale kiedyś to do nas wróci. może nawet z większą siłą.
OdpowiedzUsuńI wtedy też powiemy, że to oczywiście nie nasza wina...
OdpowiedzUsuńtaka już natura człowieka...
OdpowiedzUsuńUj, miało być długo i twórczo w dodatku pięknie. Obawiam się, że notka taka nie jest, ale już stworzona. zapraszam
OdpowiedzUsuńno proszę Cię...? dla mnie byś tego nie zrobił? :Pteraz ja staję Krytykiem ;]
OdpowiedzUsuńMoże to też ma swój cel?
OdpowiedzUsuńStaje krytykiem, ładnie brzmi :), a ja uciekam, potem zobaczę twój twórczy komentarz
OdpowiedzUsuńcoś się ze mną dzieje :P umykają mi słowa i myśli. ;-)a do twórczych to on nie należy :P
OdpowiedzUsuńtylko jaki?
OdpowiedzUsuńHm, jaka notka taki komentarz :) ;p Mój numer gg to 205918, zapraszam, potem będę zapewne.
OdpowiedzUsuńMoże żeby ludzie podjeli wyzwanie nauczenia się pokory i skromności? Żeby musieli samodzielnie myśleć.
OdpowiedzUsuńoł, dziękuję. ;)a Twoja teoria wcale się nie sprawdza zbyt często. ;]8971263 - to mój. raczej nie odzywam się pierwsza ;P
OdpowiedzUsuńbyć może masz rację...na pewno masz rację.
OdpowiedzUsuńNie wiem, tak mi sie tylko wydaje, że wszystko musi mieć jakiś cel...
OdpowiedzUsuńja tego jestem prawie pewna :)to dobre myślenie.
OdpowiedzUsuńzastanowie sie... dusza kaze mi odejsc... mowi, ze juz dluzej nie wytrzyma obelg (xdd)a co do gatunku, to On nalezy do tych głupich...
OdpowiedzUsuńZ tym akurat walczyć nie mam zamiaru . ; )
OdpowiedzUsuńJeśli los będzie łaskawy poznacie się ;)
OdpowiedzUsuńNieźle Ci w głowie zakręcił ten Pan X. ^^ Mogę Ci tylko życzyć, żebyś go jeszcze spotkała :)
OdpowiedzUsuńChyba to pomaga zaakceptować pewne rzeczy.
OdpowiedzUsuńostatnio chyba nie jest... a może mi się tak wydaje tylko?
OdpowiedzUsuńobiecuję poprawę :) choć nic nie zrobiłam ;Pbuuurza idzie.
OdpowiedzUsuńoj tak, pomaga.
OdpowiedzUsuńkłaniam się nisko :)
OdpowiedzUsuńz czasem temperatura opada :-)dziękuję ;*
OdpowiedzUsuńSkąd ja znam takie spojrzenia, oczy, które zostają w głowie na bardzo długo i nie dają normalnie, spokojnie funkcjonować. Jak ja tęsknię za tym spojrzeniem...
OdpowiedzUsuńA pomoc przy akceptowaniu jest potrzebna, niestety.
OdpowiedzUsuńJej...
OdpowiedzUsuńwidzisz, nawet nie widzisz swojej winy :Pu mnie popadalo chwile i teraz jest slonce :P:P
OdpowiedzUsuńChodzi Ci o to, że ogólnie nie jest?
OdpowiedzUsuńLos mi nie sprzyja.
OdpowiedzUsuń:Du mnie grzmiało, zlało i teraz ładnie pachnie ;]
OdpowiedzUsuńczemu niestety?
OdpowiedzUsuńja chwilami też...
OdpowiedzUsuńco zaś?
OdpowiedzUsuńwiesz, mam podobną sytuację. tyle tylko, że ja Go znam. Chodzimy do jednej klasy i razem siedzimy na chemii.Ostatnio zaczął zachowywać się podobnie w stosunku do mnie.I moje serce też oszalało.A jeśli chodzi o Twój przypadek... myślę, że jeszcze się spotkacie. Nie wiem czemu, ale mam takie przeczucie.[coast-thinks]
OdpowiedzUsuńNa pewno nie w każdym aspekcie, bo zawsze zdarza się coś dobrego, chociażby ta godzina opisana powyżej ;]
OdpowiedzUsuńale to jakoś ostatnio :P
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że intuicja Cię nie zawodzi :Pa Ty jaki masz stosunek do niego?
OdpowiedzUsuńOjoj, a o czym się to myśli w kościele co? xD No tak, ale jak koło ciebie stoi taki koleś, to nie dziwię się, że uciekałaś myślami daleko od tego, co się dzieje na mszy... [two-million-ways]
OdpowiedzUsuńpróbowałam się skupić, no :P
OdpowiedzUsuńwiesz, myślę, że rozbudził gdzieś głęboko ukryte uczucie.wydaje mi się, ze chyba się zakochałam.
OdpowiedzUsuńto naturalne, że kiedy ktoś w jakiś szczególny sposób zwraca naszą uwagę - pobudza nasze serce :)
OdpowiedzUsuńale chyba zrobił to w zbyty zaskakujący sposób. i tak nagle...
OdpowiedzUsuńBo może sami z siebie powinnismy zaakceptowac pewne cechy życia, może nie powinniśmy potrzebowac do tego pomocy...
OdpowiedzUsuńDobra, dobra, nie marudź :P Mnie nawet coś takiego ostatnio nie spotkało! ;)
OdpowiedzUsuńTakie historie są nieziemskie...Mam nadzieję, że to dopiero początek Twojej. ;]
OdpowiedzUsuńi mnie zamknęła no :P
OdpowiedzUsuńI wyrzuciła kluczyk :D
OdpowiedzUsuńniekiedy jest trudno Ślimaczku. brak w nas silnej woli.
OdpowiedzUsuńo, to naprawdę sobie naskrobałam ;D
OdpowiedzUsuńaż tak silnej wiary nie mam... i nie wierzę w taką idealność.
OdpowiedzUsuńmoże i dla niego jest to zaskoczeniem...?
OdpowiedzUsuńA jak naskrobałaś, to musisz zjeść :P
OdpowiedzUsuńpatrzcie no na nią! co za poczucie humoru ;P
OdpowiedzUsuńa może... może masz rację...
OdpowiedzUsuńtylko On to wie :)
OdpowiedzUsuńHm...z rumieńcami nie wygrasz raczej. Mam ten sam problem. Z byle powodu mi na twarz wyskakują. Chobym nawet nie czuła się bardzo zawstydzoną, zażenowaną, ani zauroczoną, one i tak zawsze muszą się pojawic.Staram się przywyknąc i je w końcu zaakceptowac...Swoją drogą ciekawe połączenie to musi byc. Taki kruczowłosy chłopak z niebieskimi oczami.Ja też uwielbiam Triduum Paschalne. A w tym roku przeżyłam te dni szczególnie, cudownie. Ach Ci mężczyźni. Czemuż oni aż tak się nam podobają, aż tak chwytają za serce? ;)Pozdrawiam,v. [vilanne]
OdpowiedzUsuńAle zatrzymaj Go, skoro jest taki intrygujący. Nie wiem - przyprzyj do muru :P.
OdpowiedzUsuńchyba i ja będę musiała w końcu wyciągnąć rękę ku rumieńcom :) niebieskie oczy, które pod innym kątem wyglądają jak czarne...ach ci mężczyźni. oj tak :)
OdpowiedzUsuńAle to dobrze, że czasami jej brak... Świat byłby okropny gdybyśmy zawsze spełniali postanowienia i zawsze osiągali cel. Jak myślisz?
OdpowiedzUsuńtak jak to opisałaś,może jeszcze z jakimiś tak szczegółami otoczenia, jak na przykład staruszka siedząca w ławce i patrząca ta tą nieśmiała rękę pana X. [moja wyobraźnie mnie czasem przeraża ;D]
OdpowiedzUsuńpodziwiam twojego bloga. myślę, że jako jedna z nielicznych zasłużyłaś na polecenie. twój 'słowotok' tak bardzo mnie wciąga, że mogłabym czytać bez końca. pozdrawiam ;* obyś pisała jak najdłużej!
OdpowiedzUsuńnie byłam w stanie spamiętać tych drobnych szczegółów, dotyczących osób trzecich :P
OdpowiedzUsuńmyślę, że po jakimś czasie stałoby się to nudne i nie dawałoby satysfakcji.
OdpowiedzUsuńmatko kochana! ;P O co Ty mnie prosisz? :)to nie jest takie łatwe. widziałam go raptem 3 razy...
OdpowiedzUsuńchyba przestanę narzekać i wmawiać mam, że jest za długo :)
OdpowiedzUsuńNo chyba powinnaś ;D
OdpowiedzUsuńwasze życzenie jest dla mnie rozkazem :P
OdpowiedzUsuńchciałabym choć przez chwilę móc czytać Mu w myślach...
OdpowiedzUsuńha ha! ale mamy władzę ;) ja jak czytam takie króciutkie notki, to czuję niedosyt :)
OdpowiedzUsuńoj macie :P zależy jaka notka :-) i o czym.
OdpowiedzUsuńja też... ale w myślach kogoś innego. M. innymi pana X :)
OdpowiedzUsuńChyba wiem, o co chodzi. :D Sama tak się czuję, gdy widzę takiego pana Y. To straszne i piękne zarazem..Dodaję do linków. Jednak urzekłaś mnie tym słowotokiem :DPozdrawiam.| dearest-layla |
OdpowiedzUsuńi się nie dziwie też bym na nie w takiej chwili nie zwracała uwagi.;prozglądam się na wszystkie fronty, w mojej okolicy takich brak ;Da jak się już znalazł to znowu mieszka za daleko i d.u.p.a.
OdpowiedzUsuńale co Ci szkodzi spróbować? wiem, trudno jest podejść do obcego mężczyzny, ale potem już jakoś idzie :>.
OdpowiedzUsuńhehe ;-)grrr. odległość. nienawidzę Dziadówy. :(
OdpowiedzUsuńChciałabym zauważyć, że On raczej pochodzi z innej planety. Nie mam pojęcie skąd się wziął?
OdpowiedzUsuńzarazem piękne i straszne. trzeba płacić cenę za kilka słodkich chwil - choćby ciągłym myśleniem :)
OdpowiedzUsuńto byłoby niesamowite doświadczenie :D
OdpowiedzUsuńi chyba uzależniające ;p
OdpowiedzUsuńja też tylko wszystko komplikuje ;(
OdpowiedzUsuńchyba tak :)
OdpowiedzUsuńoj, żebyś wiedziała.gdyby nie ona, może dzisiaj nie zachwycałabym się Panem X, tylko moim Panem, który był tak blisko duszą a jednak zbyt daleko ciałem.
OdpowiedzUsuńprzyjemne uzależnienie ;D
OdpowiedzUsuńtym, że nie chce Ci wylecieć z głowy, no nie? :Dokrutne te zauroczenia.. :)[dearest-layla]
OdpowiedzUsuńA, oczywiście. U mnie nowa notka + zgadnij co :DDedykacja dla (ta-daaam) CIEBIE! :DPozdrawiam :)[dearest-layla]
OdpowiedzUsuńto chyba najgorsza kara :)
OdpowiedzUsuńoł, dziękuję :) nie wiem, co powiedzieć i tym bardziej: czym sobie zasłużyłam?
OdpowiedzUsuńMam to już we krwi i nic z tym zrobić nie mogę :P
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, wyraziłaś swoją refleksję po przeczytaniu notki :DPo drugie, przeczytałam wiele Twoich postów i stwierdziłam, że piszesz tak, iż warto to uznać za dzieło :D
OdpowiedzUsuńdzieło to za dużo powiedziane...
OdpowiedzUsuńi dobrze ;D
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę :D
OdpowiedzUsuńNo, i co tu robić ?
OdpowiedzUsuńAle i tak mnie Twój styl ujmuje :D
OdpowiedzUsuńa bardzo daleko ta jego dusza.?
OdpowiedzUsuńgrrr, uwielbiam, gdy się ze mną zgadzasz :P
OdpowiedzUsuńteoretycznie w Lublinie, praktycznie milion kilometrów ode mnie.Jakaś Inna Pani podziwia Go... chyba, nawet nie wiem, czy jeszcze z Nią jest.
OdpowiedzUsuńhehe.. em, cieszę się. ;)
OdpowiedzUsuńżebym ja znała odpowiedź...
OdpowiedzUsuńO jaa. Ale wpadłaś. Ja też kiedyś tak miałam i też w kościele. Na szczęście minęło. I nawet jak go teraz widzę, to jakoś daję sobie radę. Ale te rumieńce są straszne! Wrr! [busybee]
OdpowiedzUsuńmyślę, że i moje emocje w końcu opadną. ;)
OdpowiedzUsuńBędę to nieustannie powtarzał każdym komentarzu - jestem Twoim wielkim fanem! Osiągniesz wiele jako redaktor w jakiejś gazecie. Historia z Panem X. jest wielce ciekawym przeżyciem. Widziałaś go pierwszy raz, on być może Ciebie również, a potrafiłaś wywołać u siebie tak wielkie emocje. Podziwiam ;)
OdpowiedzUsuńa ja będę czytała Twoje komentarze z uśmiechem ;) Dziękuję. :)Pod warunkiem, że będę pisała w jakiejś gazecie :Ppomyślę ;]
OdpowiedzUsuńJejku, to musiało być wspaniałe. I chyba było warto móc poczuć się tak wspaniale choć przez te msze. A może jeszcze kiedys sie spotkacie... :) [otherwise]
OdpowiedzUsuńNo niestety. . . Też bym chciała ją znać ; /
OdpowiedzUsuńKolejna moja zaleta, zazwyczaj się zgadzam z innymi ;P
OdpowiedzUsuńA,trudno, może umie mówić po polsku :P.
OdpowiedzUsuńnawet, kiedy nie mają racji? albo kiedy nie zgadza się to z Twoim myśleniem?
OdpowiedzUsuńjeśli nie zna polskiego, to umie przynajmniej odpowiadać na wezwania księdza w naszym języku:Pjest nadzieja :D
OdpowiedzUsuńkiedyś pewnie poznamy...
OdpowiedzUsuńpodobno trzeba wierzyć :)
OdpowiedzUsuńNie ma ludzi idealnych...http://zzielonaa.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńCudownie móc chociaż przez chwilkę poczuć takie coś:)) mam nadzieję, ze i mnie dopadnie!!:* Ściskam.
OdpowiedzUsuńNo to zagaaaadaj :].
OdpowiedzUsuńNa pewno, ale wtedy nie bedzie nam ta odpowiedz najprawdopodoniej juz potrzebna.
OdpowiedzUsuńNiee, no coś Ty, taką masochistką nie jestem ;P
OdpowiedzUsuńwolałam si upewnić :p
OdpowiedzUsuńprosze no ją, jak tryska odwagą :D
OdpowiedzUsuńmoże być tak, że przyda się jeszcze na przyszłość. Np. do przekazani jej komuś.
OdpowiedzUsuńwiem.
OdpowiedzUsuńspoko ;d
OdpowiedzUsuńa jeszcze cudowniej, kiedy ta chwila się przedłuża do wieczności :)spotka na pewno ;*
OdpowiedzUsuńza naukę byś się wzięła ;)żaaaaartuję. ;*co u Ciebie? :*
OdpowiedzUsuń